Szare pola
Pustka nadchodzącej jesieni, nie musi oznaczać pustki na polach. Czas wykopków, takich jak z „Blaszanego bębenka” Grassa, chyba już nie wróci. Nie ma palących się łęt, małych wozów z kartoflami, nikt nie zbiera rękoma ziemniaków, nie wrzuca pyr do worków a i gruli nie ma w koszykach. Nie ma tłumu ludzi z koszykami. Jest cisza. Za traktorem ciągnie się jakaś wielka maszyna a wielki ciągnik sunie niczym machina wojenna sprzed lat. W miejsce ludzi wkraczają żurawie. Nieśpiesznie koczują na polach i poszukują pokarmu. Ich oportunizm pozwala na spokojne żerowanie. Trochę przy miedzy, trochę na oranym i tam gdzie wielki agregat właśnie zmielił ziemią. Dżdżownice, norniki, myszarki, trochę kiełków i gdy nikt nie widzi, skubną dojrzewającej w kolbach kukurydzy. Czasem kruki tej kukurydzy trochę wyniosą z zielonych monokultur. Wrócą wieczorem na zbiornik, trochę jak na czerwony dywan, bo setki fotografów, ukrytych legalnie lub nielegalnie w trzcinowiskach robi swoje najpiękniejsze zdjęcie. W dzień, w tej szarości zwyczajnego życia nie muszą być celebrytami. Potańczą, pokrzyczą, może nauczą coś młode i patrzą jak zmienia się na naszych oczach środowisko. Tylko dymy z komina w tym roku jakieś inne. Folia daje ciepło, stare onuce i gumofilce, węgiel brunatny z Czech, trochę chrustu i śmieci mniej od razu! Tylko opony leżą jak leżały na podwórkach, tych jeszcze nie wolno. Żurawie patrzą na to wszystko i jak tylko przyjdzie pierwszy większy mróz polecą przez Niemcy, Francję do Hiszpanii, albo przez Węgry, Rumunię dalej do Izraela. Tam cieplej, tam rozdają ptasią grypę z hodowli drobiu. No nie dogodzisz. Wiele zostanie w Polsce, jakoś mróz przetrzymają i już w lutym wezmą się za rozmnazanie. Optymistycznie do wiosny.