blog.

Śmierć

Najbardziej oczywiste zdarzenie w naszym życiu, ale też w życiu zwierząt, roślin i grzybów, choć te ostatnie wydają mi się być czasem nieśmiertelne. Patrząc na naszą pozycję w przyrodzie, przedłużyliśmy ludzkie życie o wiele lat i tu jesteśmy wyjątkowi pośród kręgowców. Rozwój medycyny i farmakologii w ciągu ostatnich dwustu lat zmienił naszą długość życia zasadniczo. W demografii jest taka wartość statystyczna „Oczekiwana dalsza długość trwania życia” i mówi ona trochę o tym jak to się zmieniało na przestrzeni epok. Gdy spojrzymy na górny paleolit, naszych dziadków uganiających się po lasach i bagnach z dzidami za czymś do zjedzenia, to w momencie urodzin liczyli oni, że pożyją ok. 31 lat. W 2015 roku w momencie urodzenia liczymy na 71 lat. A prognoza na 2030 to już 75 lat.   Żyjemy dłużej, nasze dzieci statystycznie żyją dłużej od nas. Oczywiście wraz z przedłużającym się życiem, pojawiają się choroby niegdyś nieznane. Zjadanie coraz większych ilości tabletek nie gwarantuje cudownego życia, gwarantuje owszem przedłużanie życia, ale jego jakość niekoniecznie  będzie lepsza. Starość jest przedsionkiem śmierci. Nie mi oceniać i filozofować ile życie ma trwać. I tak w końcu przychodzi śmierć. Gdy spojrzymy na inne organizmy, choćby na chrząszcze, to zdziwimy się, że życie imago – dorosłego, dojrzałego osobnika trwa raptem kilka miesięcy i służy wyłącznie do rozmnożenia się. Potem przez nierzadko kilka lat jesteś larwą – workiem na magazynowanie tłuszczu i białka z twardą głową i nie masz co liczyć na przyjemności życia dorosłego. Starość w przyrodzie, poza ogrodami zoologicznymi nie bardzo istnieje. Człowiek poszedł dalej, czas na rozmnażanie wydaje się być już epizodem, a reszta to praca, jedzenie i przyjemności, pod warunkiem że żyjesz w państwie demokratycznym, pod którym nikt nie kopie dołków, ani państwa zewnętrzne, ani sami sobie nie kopiemy doła głupimi wyborami rządzących. Śmierć została zabrana sprzed naszych oczu. Ktoś z rodziny trafia do lodówki, potem na chwilę pożegnanie i tyle. Moje dzieciństwo to chodzenie do zmarłych sąsiadów, leżących na katafalkach, mniej lub bardziej się później śniących. Może i straszne, ale śmierć nigdy mnie nie straszyła. Bez problemu liczę sowy po nocach na cmentarzach, chodzę sam po nocach w ciemnym lesie i jedyne problemy jakie miałem to wyłącznie z żywymi ludźmi. Śmierć mam oswojoną, swojej też się nie boję. Jedyny strach to o tych których pozostawiamy. 1 listopada w dodatku nie kojarzy mi się ze śmiercią, urodziłem się 1 listopada i kojarzy mi się z godziną 19, kiedy to otworzyłem oczy w dolinie Odry. Śmierć jest cudownym sposobem na robienia miejsca nowym pokoleniom. Ważne by w czasie życia myśleć o przyszłych ludziach i o tym co im zostawimy, lub czego ich pozbawimy. Śmierć to również dyskusja o tym czym jest dusza i czy ona jest. Polecam książkę Darka Czai „Anatomia duszy”, dodam że ja duszę widzę w DNA, zwłaszcza mitochondrialnym. Oczywiście to moja prywatna interpretacja. Śmierć nie jest rzeczą złą. Być może to urazi wszelkich narcyzów i antropocentrystów, ale to już ich problem. Śmierć to w przyrodzie oczywistość. Ważne by przejść przez żałobę, każdy po swojemu i iść dalej, w spokoju swoją drogą do końca.

Patrzyłem jak wyrzucona na brzeg meduza wysycha w zachodzącym słońcu. Mogłem ją wrzucić do wody i próbować przedłużyć jej galaretowate życie. Tylko po co, skoro ona przeszła swoją drogę i tu właśnie ma zostać. Nie godzę się jednak na śmierć zadawaną przez putinów tego świata, ludzi dążących do wojen i cierpienia. Przez idiotów dzielących ludzi ze względu na rasę, płeć czy miejsce urodzenia, siejących nienawiść między narodami, ale też w nich samych.  Nie bójmy się nazywać ich najgorszymi znanymi inwektywami.

Udostępnij:
Przejdź do treści