blog.

Czy Bruno Schulz zobaczył ostatnie listopadowe niebo…?

Dwa dni temu minęła kolejna rocznica śmierci Brunona Schulza… Człowieka innego niż wszyscy. Patrzyłem w noc, patrzyłem jak wschodzi Orion! W podobnych dniach, w 1942 roku, Bruno został zastrzelony. Zabrany światu z nieopublikowanym „Mesjaszem”. Świat został ograbiony z kolejnego dzieła sztuki. Może cud je przywróci. Cud! Ograbiony ze światów rzeczywistych, równoległych, kosmicznych i tych najbardziej przy ziemi. Wiele lat temu stałem na skrzyżowaniu ulicy Mickiewicza i Czackiego, w Drohobyczu, w miejscu gdzie Bruno Schulz nie zdążył pożegnać się z żadnym z tych światów i drżały mi nogi. Jakieś łzy, jakiś przygnębiający smutek. Miałem jego „Sklepy…” w kieszeni. Właśnie tam. Dziś znów na tę ziemię lecą bomby/rakiety i znów, ktoś morduje zwykłych ludzi. Poetów, pisarzy, górników, ornitologów, lekarzy, rolników, malarzy, tynkarzy, piekarzy… Na tej samej ziemi! Nie pomogła śmierć Schulza i milionów ludzi z tego czasu. Nacjonalizm, kłamstwo i putinizm znów sieją krwawe żniwa. Nie ukażą się napisane książki, spalone w żarze pożarów, nie zobaczymy obrazów malowanych w domach otoczonych blachą. Nie posłuchamy poezji! Znów ktoś spalił świeżo zapisane nuty, których nikt jeszcze nie zagrał. Świat znów jest umazany krwią. 80lat, to bardzo mało. Moja Mama miała wtedy 9 miesięcy. Nie pamięta Brunona, bo jak. Bo dopiero po latach dał nam go znów Jerzy Ficowski. Jednak ta łączność, to nakładanie się życia na siebie i te kolejne zbrodnie połączone życiem starców dają obraz przerażenia, obraz kruchego wymiaru najwyższej kultury, które zgniłe onuce zawsze depczą w imieniu wymyślonych „wartości”. Niebo Schulza jest nadal niebem nas wszystkich. Oby żaden szczujący dziś polityk nie musiał gorzko zapłakać na łożu śmierci, po refleksji nad własną głupotą. Tylko czy przyjdzie refleksja… Patrzyłem w niebo, zastanawiałem się czy Bruno Schulz widział podobne obrazy, tuż przed odejściem. Czy cieszył się wschodzącym Orionem, Bykiem i czy wodził wzrokiem za Pannami z Plejad, które kusiły go migoczącymi strojami. Czy Bruno Schulz, przestraszony nazizmem, mógł choć przez chwilę cieszyć się niekończącym się niebem? Nie wiem, ale mam ogromną nadzieję, że widział więcej niż my. Nie było wtedy niepotrzebnie palącego się w nocy światła. Niebo było obrazem doskonałym. Mam nadzieję, że jego przymiotniki malowały niebo swoimi zachwycającymi znaczeniami, a nocne niebo napełniało go zdaniami, rozdziałami, opowiadaniami. Szkoda, że znów palą się nieskończone dzieła!

Udostępnij:
Skip to content