blog.

Opady łabędzi

Popadało. Na pole spadło jakieś dwieście łabędzi. Głównie krzykliwe, choć i kilka czarnodziobych znalazło tu swój pas do lądowania. Krzyk na polu, podniecenie i szybkie przejście do żerowania. Z tymi lądowaniami i odlotami łabędzi to historia wybitnie związana z tym wszystkim do czego doszli lotnicy znacznie później od ewolucji. Jeśli mogą, to przynajmniej na obserwowanych przeze mnie polach lądują pod wiatr, tak by wykorzystać podparcie powietrzem pod skrzydłami. Wieczorem, kiedy za chwilę odlecą na stawy lub rzekę, zaczynają wędrować z wiatrem na skraj pola. Jakby gdzieś miały na miedzy wiatromierz rękawowy. Po czym odwracają się wszystkie pod wiatr i znów wykorzystują siłę nośną wiatru, po rozbiegu wzbijają się ku górze. Zanim złapią wysokość kołują niczym ciągnięty za samolotem szybowiec. Jeszcze pięćdziesiąt metrów w górę i wtedy już ponad drzewami w prostej linii podążają na nocleg. Ewolucja wyraźnie korzysta z praw fizyki, te które leciały z wiatrem, dawno się porozbijały i tyle było z ich korzystania z pozornego szczęścia. Genów mnie przekazały. Te chwilowe frukty bywają w życiu bardzo zwodne. Warto pamiętać, że gdy leci się z wiatrem to poza chwilową przyjemnością, trudno czasem wylądować, a droga hamowania jest wielokrotnie dłuższa. Pod wiatr może i w życiu trudniej, ale za to lądowania są łagodniejsze i krótsze. Potem…

Te zabawy z wiatrem/ciśnieniem pod skrzydeł wynikają z trzeciej zasady dynamiki Newtona, ale później pojawili się inni badacze i tak powstała zasada Kutty-Żukowskiego. Można zbadać jak dokładnie działają siły na skrzydło i co by było gdyby miało ono przekrój kija od szczotki. To oczywiście zabawy dla fizyków aerodynamiki, ale zawsze mnie fizyka zdumiewa, że można opisać wszystko matematyką. Wtedy wszystko nabiera sensu, gorzej z czytaniem i rozumieniem wzorów. Przy założeniu, że skrzydło łabędzia jest nieskończenie długie…


Udostępnij:
Przejdź do treści