blog.

Przepis na wróble

W ostatnich latach z wróblami bywa różnie, niby są nadal wszędzie w miejscowościach, ale nie przy każdej posesji. Od lat prowadzę próby zatrzymania tych ptaków wokół domu i obserwuję czego potrzebują lub czego nie potrzebują. Pierwsza rzecz to dostępność miejsc lęgowych. Nowe, uszczelnione dachy nie dają tych możliwości co kiedyś. Brak kryjówek to pierwszy powód do zmniejszania liczebności. Odpowiedź jest prosta. Wróble nie są wyraźnie terytorialne i nie przeszkadza im sąsiedztwo. Dostały zatem dużo budek wiszących na budynkach gospodarczych. Korzystają z nich chętnie i chętnie wychowują młode. Drugi kłopot to dostępność pokarmu. Otwarte hodowle kur odchodzą w przeszłość, tym samym dostęp do rozsypanego na ziemi ziarna staje się problemem. W okresie jesiennozimowym dostają solidne porcje pszenicy, słonecznika i innych mieszanek. Jest jeszcze jeden warunek. Żerując na ziemi potrzebują skoszonej jesienią trawy, tak by widziały nadchodzące koty, których zagęszczenia są bardzo wysokie. Kotów nie potrzebują. Spełnienie tych warunków to przetrwanie wróbli w okolicy. Moje stado liczy około 70 osobników, czasem mieszają się z mazurkami. Ważne też by gdzieś na podwórku były krzaki. Gęsty żywopłot, jakieś przycinane ałycze, a nawet żywopłoty z tych nieszczęsnych tui, tam odpoczywają i chronią się przed krogulcami. Pozostaje noc. Doświadczenie pokazało, że najlepszym miejscem do noclegu są gęste pnącza, w których mogą się schronić i słyszą każdy szelest skradającej się kuny. Bluszcz daje schronienie przez cały rok. Frrrrr i już ich nie ma. Przepis na wróble jest jak danie z termomixu. Prosty i poukładany. Wystarczy spełnić tych kilka warunków i świergot każdego ranka murowany.

Udostępnij:
Przejdź do treści