Żywe płoty
Było o chaszczach, teraz wypada napisać o krzakach. Te z dziką różą jak u Kasprowicza (u niego zapewne róża alpejka) też, ale najciekawsze są te kolczaste zarośla zwane czyżniami. Grusze, głogi, tarniny to świat idealnych krzaków dla wielu gatunków. Zresztą były po drodze i „Ptaki ciernistych krzewów, które oglądane były całymi rodzinami w latach 80.w. Nie w stronę purpury dziś jednak. Napiszę o krzakach bliższych, o tych co są wokół domów i nierzadko stanowią płoty. Mowa dziś o żywopłotach, które mają ogromną wartość dla bezpieczeństwa wróbli i mazurków, w zasadzie przez cały rok. Nie ma znaczenia czy to ligustry, graby, ałycze. Ważne by krzaki były gęste i najeżone obcinanymi gałązkami. To zawsze jakaś zapora przed krogulcem. Z takiego balkonu można obserwować cały świat i gdy tylko trzeba, cofnąć się o dwa skoki do tyłu i zniknąć w gęstwienie, zostawiając swoją ptasią tożsamość i pochodzenie poza tym wewnętrznym światem żywopłotu. Oczywiście można dyskutować nad doborem gatunków do nasadzenia żywopłotu, nie można im jednak zabrać ich skuteczności w zwiększaniu bioróżnorodności ptaków w miejscowościach. Kiedy moja wieś zaczęła się zmieniać w latach 90. XX w., pojawiające się żywopłoty zapewniły dobre schronienie kosom, pokrzewkom i oczywiście wróblom wszelkiej płci i maści. Zaczęły tu także zimować rudziki i strzyżyki. Jednym słowem te liniowe wyspy roślinności krzewiastej powinny trwać. Oby tak jeszcze zaczęły pokazywać się pośród wielkich obszarów pól uprawnych. Zakrzaczone miedze… Czyżnie wzdłuż pól… Poniosło mnie marzeniami na koniec…No ale zmyślą o dzierzbach, o kuropatwach, srokach…