blog.

Tańczyć jak u Piny Bausch

Jest taki spektakl Piny Bausch „Święto Wiosny”, gdzie tancerze w wielkim skupieniu cieszą się z każdego swego ruchu, a oglądający mogą cieszyć się ich każdym ruchem. Była taka Pina Bausch co do muzyki mogła dopasować ruch każdego mięśnia. Już jej nie ma. Ekspresja jej tańców nie zawsze przypominała nasze oberki czy kujawiaki, ale wymagała przygotowania i otwarcia się na eksperyment. Moja fascynacja Piną, nie zaczęła się od niej samej, lecz od jednego z jej kompozytorów Renego Aubry, który tworzy dla innej wielkiej choreografki Carolyn Carlson. Ta trójka zupełnie mi wystarcza do przenoszenia przeżyć duchowych wynikających z ruchu człowieka do świata przyrody. Choć to zapewne obserwacja przyrody pozwala na kopiowanie tego co później pojawiało się w Wuppertalu, Paryżu czy gdzieś u nas. Odwaga choreografów pozwala na poszukiwania, których w zwykłym tańcu wdrożyć się nie da. Dziś pliszka żółta tańczyła trochę jak u Piny w Święcie Wiosny, a trochę, a może nawet chwilami bardziej odgrywała rolę tancerki Marie-Agnès Gillot tańczącą do muzyki Aubry w niezwykłym przedstawieniu „Signes”. Ta sama tancerka tańczyła do Orfeusza i Eurydyki w interpretacji Piny. Dziś obrazy z Marie wróciły nad kwitnącym glonami bagnem, nad którym balet pliszek i przeloty jaskółek ukradły scenę. Pomieszałem tu kilku autorów zupełnie świadomie, bo bez ich mieszanki nie byłoby zachwytu nad tym co urodzić się może w wolnych, ludzkich głowach. Taniec, taki bez liczenia na dwa, bez Zenka w tle, bez norm a jednak z klasą i najwyższą próbą sztuki. Próbą pliszki! Natura jest sztuką. Święto Wiosny trwa…

Udostępnij:
Przejdź do treści