Różowy sukces botaniczny!
Nie będzie mi łatwo napisać o tym co dziś się wydarzyło. Raczej o sukcesach własnych nie piszę. Raczej piszę o przyrodzie i tak też będzie, ale podzielę się z Wami botanicznym sukcesem. I nie chodzi o to by być na podium i zdobyć jakieś mistrzostwo świata, ale chodzi o sukces w ratowaniu gatunku ginącego w regionie, ale też nie dość częstego w Polsce. Gatunku tak ważnego dla muraw kserotermicznych.
Kiedy dowiedziałem się, że pewne wzgórze jest zgodnie z prawem zamieniane na żwirownię, zadrżałem. Ostatnie stanowisko pszeńca różowego zostanie zniszczone. Wszystkie zgody, pozwolenia na żwirownię są, tu nie ma o czym dyskutować. Wierzchnia warstwa jest odsuwana, składowana gdzieś na boku i zarastająca komosami… Jakoś nie mogłem tego znieść i poprosiłem właścicieli by sprzedali mi 20t nie żwiru, ale tej wierzchniej warstwy, która była pryzmowana. Ryzyko. Nie lubię metaplantacji. Cóż, było już po kwitnieniu pszeńca, fragment powierzchni wybrałem opierając się na 30 letnich obserwacjach tej rośliny. Cała, wielka wywrotka pojechała rok temu do jednego z naszych rezerwatów, gdzie odradza się murawa napiaskowa i tam cała masa została wysypana. Potem była koparka, która rozplantowała materiał i na końcu całość wyrównałem broną łąkową. Trochę pieniędzy, trochę pracy i czekania. I kilka arów eksperymentu i napięcia.
Koniec jednego miejsca stał się początkiem nowego! UDAŁO SIĘ, cały trud nie poszedł na marne. Dziś kwitło kilkaset okazów!!! Niektóre już w układzie pasożytniczym tworzą piękne świeczniki z kwiatów. Różowe listki i żółte kwiaty to największa nagroda za czynną ochronę przyrody. To mój osobisty sukces i ogromna radość. Wizja ochrony stała się namacalna. Można dotknąć, zobaczyć i zachwycać się różem!!!
Cóż, nie wiedziałem, że przyjdzie moment, gdy wszystko co robiłem do tej pory zacznie tak pięknie owocować dla przyrody. Obok kilka par czajek, setki płazów, lęgi kszyków, dużo motyli, susły, żerujące ptaki drapieżne i bociany. Tak, mam dziś wielkie święto czynnej ochrony przyrody i dzielę się z Wami radością. Rozumiem, też że w tych czasach zachwyt faceta na różowymi kwiatkami może budzić zdziwienie, ale jeśli wiesz, że ratujesz w regionie gatunek to jakaś udawana skromność nie może mieć miejsca. Bez krygowania mogę powiedzieć, że jestem dumny z tego co udało się zrobić w dolinie Łachy. To świat, który trwa od mojego dzieciństwa i mimo, że otoczony zachłannym, nowoczesnym i chemicznym światem pozostaje bogaty, piękny i ważny dla bioróżnorodności.
Pszeniec różowy jest, co dalej? Już myślę jak utrzymać to stanowisko i kombinuję jakie zabiegi zrobić by rozszerzyć ich zasięg. Czynna ochrona przyrody to naprawdę szansa na zachowanie tego co cenne i tak ważne dla przyszłych pokoleń.
Cieszcie się ze mną!
A tym co zawsze mi życzą dobrej czynnej ochrony przyrody dziękuję i trzymajcie kciuki za dolinę Łachy.