Płomyki w oczach – moich!
Kiedy dwadzieścia pięć lat temu przyglądałem się czynnej ochronie przyrody w Wielkiej Brytanii, to zaciekawił mnie fakt lęgów płomykówek, w budkach umieszczanych pośród łąk i pól. Często na niedużej wysokości. Ot skrzynka na słupku przy ogrodzonych pastwiskach. Zastanawiałem się dlaczego u nas tak się nie dzieje. Ktoś tłumaczył mi, że u nas to nie zadziała…, że tylko w miejscowościach. Choć wiadomo, że one i w dziuplach potrafią wykarmić młode. W jednym z naszych społecznych rezerwatów przyrody umieściłem taką budkę i czekałem ponad dwadzieścia lat na dzisiejszy dzień. Przy okazji koszenia łąk i karmienia w ten sposób bocianich piskląt, zaglądnąłem do budki i… miałem oczy wielkości pokrywek do weków. W budce, a poznałem po zapachu, że tam sowa być musi, ukazało mi się pięć serc! I od razu wiedziałem, że będziemy tu mieli do czynienia z poliamorią. Miłość od pierwszego wejrzenia. Jedna śliczniejsza od drugiej! 5 piskląt, już dość dużych! W Polsce to możliwe około 1,5km od miejscowości. I przypomniała mi się rozmowa z lat 90. XX w., kiedy tłumaczono mi, że w Polsce łoś nie buduje dużego poroża bo nie ma warunków mineralnych…, ale teraz kiedy zaprzestano do nich strzelania, rosochy jak malowane a badyle tylko u młodszych! Da się, tylko trzeba robić doświadczenia i obalać przekonania, które często tłumaczą ludzkie pomyłki lub tzw. tradycje. Tak czy inaczej, wydaje się mi, że nie ma płomykówek za dużo daleko od wsi, bo mało jest odpowiednich dziupli, a mało kto (chyba, że mam małą wiedzę) wiesza budki daleko od stodół, kościołów i innych budynków. Być może, warto pilotażowo zrobić taką budkową powierzchnię w terenie i przyjrzeć się eksperymentowi.
Dodam tylko, że Gosia Pietkiewicz i Paweł Kwaśniewicz z Grupy Obrączkarskiej ODRA, zaobrączkowali nasze pisklęta i będziemy śledzić ich losy. Ciekawe, czy któraś z nich trafi do niezajętych dziś stanowisk. Czy któraś wróci do kościoła? Czy wybierze stodołę? Podbitkę u znajomych w bloku? A może, za kilka lat trafi do pilotażowej budki w krajobrazie rolniczym.
Osobiście bardzo się cieszę, że 35 lat pracy w dolinie Łachy nie idzie na marne, że są efekty, są sensy istnienia i radość z tych jakże żywych wyników. Mam radość z tego co robię, mimo zerwanych obrąbków w stawach barkowych, różnych komentarzy, niezrozumienia i przekonań o łosiach. Jest sens mimo szczelin – idąc za Jolantą Brach-Czainą i jej Szczelinami Istnienia. Polecam książkę, której nie da się przeczytać od razu ze zrozumieniem. To jak ze zrozumieniem Doliny Łachy, trzeba czytać ją wiele razy.
Fotka z telefonu…