W stawce byków wyraźne się wyróżniał. Wielki był. Był w nim ogromny spokój i opanowanie. Młodsze byki reagowały jakoś tak nerwowo na odgłosy nadjeżdżających aut w oddali, na wiatr czeszący pobliskie drzewa. On stał spokojnie, poleżał, poskubał, poczochrał się w
Żuł cały dzień, przeżuwał. Leżał gdzieś w sośninach. Z lasu wyszedł gdy mu ktoś zaczął gasić światło między drzewami. Niby flegmatycznie, trochę bez składu i ładu ale z dużą klasą i siłą. Napił się wody, przegryzł trochę zielnej trawy przy
Gdy inne jeszcze pod ziemią, gdy niektóre wystawiają swe zielone macki ponad wilgotnym murszem, ta kwitnie już pełną parą. Nie konkuruje z nikim o słońce, choć naraża się na chłód. Trochę tak jak student, który idzie pierwszy na egzamin by
W źródliskowym olsie, gdzie życie jeszcze mocno uśpione, ale czekające tylko na pierwsze promienie słońca, coś dziś drgnęło. Nabrzmiałe pąki wawrzynkowych krzewów czekają na dobry czas, czekają na latolistki cytrynki, na trzmiele i pszczoły, ale jeden nieborak nie wytrzymał napięcia
Jak wygląda trzcinowe osiedle zimą? Widać jak na dłoni co znaczy mieć w życiu dobrą ścieżkę. Każda kępa trzcin pocięta jest ścieżkami, którymi zaczyna tętnić życie. Pierwsze trzcinołamacze to dziki i jelenie, które chodzą prostymi ścieżkami z punktu A do
Kawałek kałuży, jakieś zaorane pole. Miejsce nieoczywiste. Wręcz „niemiejsce” w pojęciu Marka Auge. I nagle on i ona zatrzymują się nad polną kałużą. Pija, czyszczą pióra, zasypiają. Rozebrana do cna ziemia, turpistyczna wręcz rola przewrócona odkładnią pługa i ich dwoje.
W lesie już noc, na łące jeszcze dzień. Ciemność lasu zachęca do wyjścia na zewnątrz, dzień jednak odkrywa wszystko jak na dłoni. W lesie mało zieleni do jedzenia, na łące trochę świeżej trawy, zwłaszcza tam gdzie sączy się woda. W
Od świtu, od nocy z księżycem, gdzieś tam na łące rozlega się głos. Przeciwgłos! Jedno krzyczy drugiemu, drugie wtóruje pierwszemu. Gdzieś z bagienka zaczyna krzyczeć kolejna para i zza lasu trzecia, i ta na rozlewisku za rowem, i jeszcze z
Jakiś kowalik zakwilił, sikory zaczynają już grać i nagle jęk, nagle z dalekich drzew słychać głos jakiegoś cierpiętnika. Przylatuje bliżej, wspina się po suchych kikutach odstających od pni dębów i drze się żałośnie, jakby coś się w lesie wydarzyło. Owszem,
Już rozepchnięte liście olch i jesionów, już szczotka liści i strzelających pąków pnie się ku niebu. Dziesiątki, setki a może i więcej białych kwiatów oznajmia nadchodzącą wiosnę. Choć ciągle nieśmiało, trochę zawstydzone spadkiem temperatury w ostatnich dniach. Nad nimi szpaki
Gdzieś obok odrzańskiego bobra, gdzie jego domek wylewa się na brzeg i trudno odczytać numer na zamulonych ścianach, przycupnęły łyski. Woda wolno przelewała się przez obgryzione z łyka gałązki wierzb i mruczała do siebie, jakąś rzeczną szantę. Na tafli tańczyły
Patrzyłem na stado szpaków, które przeczesywało łąki w poszukiwaniu tego wszystko co nie zdążyło się schować, zasnąć, zakopać. Tego wszystkiego co skrywane pod listkiem, za suchą trawą, za żywą trawą, za źdźbłem. Wzbijały się i siadały, po czym energicznie biegały