blog.

Monetki nocą

Wstąpiłem na chwilkę do czarnego lasu. Ciemno, prawie noc, szkliły się jedynie odwrócone talerzyki porcelanowe. Schły na porcelanowych nóżkach, choć ciągle spływała z nich płynna porcelana. Jakby jakiś ceramik wyciągnął z pieca swoje małe działa sztuki. Zresztą po angielsku to „porcelain fungus” i rzeczywiście światło przedzierające się przez ich kapelusze sugeruje filiżanki porcelanowe. Jeden z leżących konarów zasypany był kakofonią małych naczynek. Świecił w ciemnościach niczym miecz świetlny z Gwiezdnych Wojen. W towarzystwie łuskwiaków, wachlarzowców i soplówek monetki bukowe wyglądały na artystki, które dopiero co kupiły na Zalando swoje porcelanowe sukienki. Biel najlepiej oglądać w ciemnościach z jakimś światełkiem zza serwantki.  Widać wtedy cały urok porcelany. Nie było już światła do fotografii, ale była cisza, która pozwalała na posłuchanie lasu. Na wsłuchanie się w ciszę. Na patrzenie i liczenie monet, na których nikomu nie zależało. Wrócił obrazek z filmu „Obsluhoval Jsem Anglického Krále” Menzla, oczywiście na podstawie prozy mistrza Hrabala. Bohater z odjeżdżającego pociągu rozsypuje drobniaki na peronie i patrzy jak bogaci ludzie, na kolanach zbierają nic nie warte halerze, może fenigi. Zachłanność i wygoda, to od zawsze dwie wartości w ludzkim świecie. Oczywiście przykrywane hipokryzją czy pobożnością. W lesie rozsypane piękno, monety o wartości estetycznej nie mają dla nikogo wartości. Nawet uważane za niejadalne…choć Anglicy twierdzą, że jadalne po ugotowaniu i pozbyciu się glutenu. Zbyt piękne by je gotować, zbyt trudne by narażać osoby z celiakią na kłopoty. Potrzebne są jednak do rozkładu twardego drewna bukowego, które wraca dzięki nim do obiegu. Te monetki mają wartość niemonetarną. Gdy zrobiło się jeszcze ciemniej zdawały się zmienić w malutkie lampki nocne, z abażurami podświetlonymi księżycem. Szkoda, że musiałem śpieszyć się dalej i nie mogłem zostać w tym baśniowym świecie. Szkoda. W uszach zagrał Carlos Libedinsky z Narcotano  z pasującym do tej chwili utworem „Otra Luna”. Polecam.

Udostępnij:
Skip to content