blog.

Moment poznania

Widzisz go z daleka, obcy taki, dziki, leży na skraju lasu. Myślisz sobie, przecież zaraz ucieknie, pójdzie sobie, zniknie. Jednak przekora, która bywa drugą naturą człowieka pcha cię w jego stronę. Jeszcze metr, może do krzewu trzmieliny. Może skrajem lasu. Idziesz. On coś sobie żuje poprawia porożem futro. Przychodzi taki moment, że patrzycie sobie w oczy. On wie, że jesteś, ty już wiesz, że on jest u siebie i nigdzie się nie wybiera. Jest radość z bycia razem. Oczywiście mimiki daniela nie uświadczysz! Do tego rozmawia z tobą milczeniem. No bo co będzie do ciebie beczał, skoro nie jesteś jego łanią. Popatrzy, posłucha, pokręci karkiem, podrapie się po plecach. Może ten deszcz tak wszystko ustawił. Nie wiem. Lało, choć wcześniej było słońce i na krótki rękaw wałęsałem się po lesie. Raczej w poszukiwaniu siebie, niż  w poszukiwaniu pana Daniela. Przemoczony robiłem małe kroki. Deszcz stał się zasłoną z tiulu. Widzimy się, ale wiemy, że coś nas dzieli. Jak ja lubię podchody. Lubię ten stan, kiedy nie wiesz co się za chwilę zdarzy. I tak myślałem, co ty Daniel taki ospały jesteś? Zmęczony nocą, kopaniem jamki, czochraniem rosochatej sosny, a może trafiła Ci się łania? No jakiś najstarszy nie jesteś, większe tu widuję. Mało tego, pół godziny wcześniej, na zżętej kukurydzy pasły się dwa duże, choć nie wiem czy jadły, czy tylko markowały jedzenie idąc w pobliskie gąszcze. Może to twoje pierwsze bekowisko Daniel, może się tak wstydziłeś, że nie poszedłeś na całość. Może. Ważne, że udało nam się spotkać, popatrzeć, zelektryzować adrenaliny. Ja wróciłem do auta, ty poszedłeś w gąszcz. Trzymaj się Daniel!

Udostępnij:
Przejdź do treści