blog.

Jaki czas, takie bombki

Nie potrafię przejechać obojętnie obok drzew obwieszonych czarnymi bombkami. To hipnotyzujące, kiedy widzisz setki kormoranów a ich głosy rozdzierają powietrze nad bardzo Dolną Wisłą. W głowie pojawia się Cohen, ale w polskim wykonaniu Macieja Zembatego, który śpiewał swoich „Gości” tak:

„Jeden po drugim goście wciąż
Nadchodzą z różnych stron
Wielu z otwartym sercem
Z pękniętym mało kto…”

Oczywiście dalej w piosence jest tylko piękniej, zresztą z minuty na minutę na drzewach też. Gości przybywało prawie do zmierzchu. Przylatywali od strony morza, od strony wyspy i od strony Wisły, choć morze od strony Wisły przecież też jest. Na ustach czułem jeszcze smak cytryny z malutkiej tawerenki i smak kropli morskich, nie tak słonych jak gdzieś na południu. W oczach jeszcze rukwiel nadmorska, której nikt nie zdeptał i która w tym słonym i piaszczystym światku udawała lato. Wystrojona w liliowe sukienki, ale dziś nie o niej. Dziś o czarnych szatach kormoranów, które suszyły swe łachy w zachodzącym za chwilę słońcu. Przelatywały, broniły swych pozycji nadrzewnych i bardzo głośno rozmawiały. Niektóry widać miały coś niefajnego do załatwienia, bo darły się strasznie. Reszta cicho rozmawiała. Takie pogaduchy przed nocą. Trochę wsparcia, trochę morskich opowieści, jakaś szanta się komuś wyrwała. Niektóre drzewa już bez liści czy nawet gałązek tkwiły w powietrzu jak grotmaszty bez żagli. Jakby czekały, że za chwilę wszystkie będą rozpościerać skrzydła i drzewa odlecą w daleką podróż. Jakby za chwilę kormorany miały odpłynąć na masztach uciekającej jesieni, z opuszczonymi żółtymi żaglami. Oj ciągnie na morze.

 

A to Zembaty https://www.youtube.com/watch?v=oYiKqs28coc z szacunkiem Panie Macieju!

 

 

Udostępnij:
Skip to content