blog.

Coś między Piną Bausch a Strawińskim

Wokół ziąb, chłód, mżawka i przeszywający wiatr. Szaro. Na oziminie jest jednak cieplejsze miejsce, które swoją energią parzy w palce wchodzące na nie żurawie. Coś dzieje się miedzy nimi i zaczynają tańczyć, skakać, okręcać się. Młodszy uczy się od starszego. Budują relacje. Budują więzi. Nie muszą się śpieszyć. Dorosłe bez lęgów, młode dopiero za lat kilka. Wystarczy taniec. Trochę chaotyczny, trochę awangardowy, trochę erotyczny. Trochę jak u Piny Bausch. Być może zdarzyło się wielkiej Pinie patrzeć jak tańczą żurawie i tak powstało jej „The fall dance”, a może jej choreografia do „Święta wiosny” Strawińskiego była zainspirowana rozłożonymi skrzydłami tych ptaków. Każdy w tym tańcu zobaczy coś swojego, coś innego. To taniec relacji, bycia blisko. Intymny zapis budowania więzi. Niektóre tańczyły i wodzą teraz pisklęta, inne tańczą w nielęgowych stadach i ćwiczą swą przyszłość zaklętą w rytmach śródpolnych pląsów. W zieleni wiosny, w chłodzie każdy ruch, każde muśnięcie skrzydłami, podskok jest przekazem, informacją, wiadomością. Sposobem na emocje. Albo masz racje, albo masz relacje usłyszałem kiedyś. Tu jeśli masz relacje, masz atencję i nie jesteś sam. Żurawie piszą swoje życie tańcem, nawet wtedy gdy my nie rozumiemy po co to robią.  Tu taniec jest historią budowaną przez całe życie żurawi. Gest. Tik. Pląs.

Udostępnij:
Przejdź do treści