Mamo przelej!
Z tego drzewa, z tamtego i jeszcze tu, i z dziupli w wierzbie, i w szczelinie w starym dębie, i z trawy, z brzegu zbiornika, z bagna. Słychać domagające się młode. Cichsze, głośniejsze, głodne. Domagają się ciągle pokarmu i muszą być tak żywe i głośne, by to właśnie w ich paszczę trafił cenny kąsek. Konkurencja w gnieździe nie śpi. Jak prześpi to nie żyje. Stąd nasz świat napełnia się ich wołaniem, domaganiem się i czasem wrzaskiem o swoje życie. Jeśli macie dzieci w domu to wiecie, że najpierw ryczą, potem mówią „am”, potem ciągną za rękę do wystawy sklepowej, a gdy są na studiach to mówią „przelej”. Mechanizm identyczny jak z wrzaskiem piskląt w gnieździe ptaków. Wkładasz do „dzioba” i wydaje ci się, że odpoczniesz, że wakacje, że czas dla siebie, a tu znów słychać „przelej, przelej, przelej”. Nakłady rodzicielskie u ptaków to duża sprawa, czasem tak duża, że takie ptaki jak łabędzie robią sobie w kolejnym sezonie przerwę i odpoczywają regenerując się do następnych sezonów rozrodczych. Lubię ten czas, gdy cały las się domaga, bo to na uczciwych warunkach, w trosce o geny. Altruizm? Skąd! Egoizm! Karmisz swoje geny w ubranku twego dziecka i tak sobie świat trwa zupełnie długo. Z zasadą ewolucji – dzieci są podobne do rodziców i dziadków, ale nie zawsze do kilku tysięcy pokoleń wstecz do swych pradziadów. Wszystko zaczyna się od karmienia i przelewania. Dusza zaklęta w DNA musi karmić się w ciałach kolejnych pokoleń. Szpak inwestuje w przyszłość.