blog.

W świecie trzciny?

Nie trzeba stu źdźbeł, by nazwać coś trzcinowiskiem. Wystarczy jedno na którym usiądzie trzciniak i ogłosi, że to jego kawałek trzcinowiska. Głośny, charakterystyczny, majowy. Te jego ryby, ryby, raki, raki rozchodzą się po okolicy na cały głos i ubarwiają niezwykłym dźwiękiem otoczenie. Pokazuję go, gdyż kilka dni temu, jeden z trzciniaków z doliny Łachy śpiewał… w dużym, suchym jak pieprz młodniku sosnowym! Trzciny nie uświadczysz, do najbliższego trzcinowiska kilometr, a on darł się w tych sosnach jakby miał pod nogami najlepsze trzcinowisko świata. Mało tego, nabrał mnie! Wszedłem w młodnik z myślą, że las w którym bywam dziesiątki lat skrywa jakieś tajemnice i czy tam w środku młodnika nie ma jakiegoś oczka wodnego. No nie ma, była górka, sucha… Ten trzciniak to mi się nawet spodobał. Widać nie słyszał nigdy przysłowia „jak wejdziesz miedzy wrony…” i skupił się na swoim. Może i nie będzie miał sukcesu lęgowego, ale koncert jaki w lesie wykonał pozostanie mi na zawsze w głowie. Cóż, zapamiętujemy nonkonformistów, którzy mają odwagę robić swoje. Czasem dzięki takim odmieńcom dochodzi do poważnych zmian, które mogą odmieniać losy ziemi. Oczywiście trochę opowiadam bajki, bo ten trzciniak w sosnach raczej nie znajdzie partnerki, ale bardziej chodzi mi o metaforę dotyczącą liderów, choćby tych z zaprzyjaźnionej Szkoły Liderów (www.liderzy.pl ). Niech śpiewają, każdy po swojemu, jeśli tylko widzą w tym możliwość zmian na lepsze. Ryba, ryba, rak, rak!

Udostępnij:
Przejdź do treści