blog.

Zorza polarna w Dolinie Łachy

Wiem, że tym razem była prawie w całej Polsce, ale dla mnie zaświeciła w Dolinie Łachy. Nad domem, nad łąką, nad rzeką. By uciec od świateł rzeczywistości przeniosłem się do jednego z naszych społecznych rezerwatów. To była inna zorza niż ta zza kręgu polarnego, która biegła nad Abisco (pisałem o tym w marcu). Dziś było czerwono, trochę zieleni i całe niebo północne pokryte wiadomością ze Słońca. Nocny teatr na niebie trwa, a wokół koncert z tej ziemi – z Ziemi Doliny Łachy. Z pobliskiego olsu rozkrzyczały się młode puszczyki, którym czasem odpowiadał z drągowiny sosnowej samiec, aż w końcu rozwrzeszczała się samica w czarnym lesie. Z chłodnej wody grały rzekotki i czasem chór żab zielonych wzniecał jakiś Marsz Radeckiego, po czym wszystko cichło, tylko jedwabne trele rokitniczek napełniały turzycowiska. Z trzcin grała brzęczka, a w zasadzie brzęczała w odróżnieniu od terkoczącego na rowie świerszczaka. Z suchych fragmentów łąki stryludowały świerszcze, a gdzieś z okolic bagna, na pograniczu suchego i mokrego turkucie podjadki urządzały czasem kameralne miniatury. Z odległego lasu zawył jakoś tak nostalgicznie wilk. Wcześniej zaszczekał lis, ale tylko jakby chciał mi powiedzieć, że wie że tu jestem. Bardzo blisko wyszły jelenie, których sylwetki ledwo rysowały się na czarnej, nocnej łące. Z oddali uszatka cicho zaklinała chwile przed północną. I jeszcze słowik z czeremch nad rowem. Zapomniałem o bosych stopach, które rosa zaczęła już ochładzać i czas przy zorzy minął tak szybko, jak chmury zrobiły czerń z odległej gościni, wysłanniczki Słońca – Zorzy Polarnej.

Udostępnij:
Przejdź do treści