blog.

Gladiatorzy zmierzchu

Cisza w dąbrowie. Słychać lecącego komara. Gdzieś z oddali odezwie się czasem ostatni śpiewak, jakaś łania przechodzi z kępy podrostu dębowego do kolejnych zarośli. Wcześniej pokicał zając. Ot las pachnący dębowymi garbnikami dębu bezszypułkowego. Kwaśne, słoneczne polany. Karmiący dudek z grzechotem młodych w dziupli i szum u podnóża dębu. Wabi je sok lejący się z dębowego łyka, które niegdyś nagryzła samica. Ta, gdzieś wyżej czeka na swojego gladiatora, który zrobi wszystko by zrzucić z grzędy przeciwnika. Generalnie siedzą przy źródełku dębowego soku, ale gdy któryś pójdzie szukać wianka, drugi stanąć mu może naprzeciw… Krótkie zapasy, gdy słońce chowa się za krawędzią zrębu i można szukać wybranki. Oby tylko nie trafić po drodze na czyhającego gdzieś dzięcioła i już, i już będzie można zapewnić swoim genom replikację i kolejne pokolenie. Gladiatorzy zmierzchu kruszą kopie o wielką rzecz, o duszę zaklętą w DNA.

Udostępnij:
Przejdź do treści