blog.

Motyle dzieciństwa

Na polach polowce szachownice szachują się nawzajem. Wszystko dzieje się na ciepłych okrajkach, gdzie nie brakuje traw i czegoś do zjedzenia. Łany jasieniców piaskowych to jakby przydrożny fast food na ich krętych drogach. Zaloty na trawie, posiłek w jasieńcach. Te dość pospolite motyle, choć przyznać trzeba, że lokalne tylko liczne, rozpoczynają wakacje i przynajmniej mi, kojarzą się z beztroską dzieciństwa, kiedy to na ciepłych wzgórzach zostawionych w prezencie przez lodowiec, spędzałem w zasadzie całe wakacje. W związku z tym, że nie było atrakcji w postaci promenad nadmorskich i widoków na prawdziwe góry, cały skomplikowany świat dział się na kilku dawnych piaskowaniach. Tu, pośród muraw z rozchodnikami, w gęstych chabrach nadreńskich, u boku naradki północnej budowane były tory z piasku do wypuszczania malutkich kulek. Projektowane wiadukty, mosty, skocznie… Obok działa się przyroda, która zatrzymywała mnie już wtedy na dłużej. Pazie królowej, gąsienice wilczomleczków i modraszki korydony były takimi właśnie chwilami z dziecięcych odkryć przyrody. Choć nie wszystkie nazywałem od razu, to znałem je jako te „niebieskie”, te „w paski”, ten „kropkowany”, te w „plamki”. Później okazywało się, że żyły tam kraśniki, modraszki, rusałki, dostojki… Jedna z dostojek, ta „ze srebrem” okazała się potem dość liczną latonią. Motyle były zawsze dodatkiem do zieleni. Były i są jak żywe kwiaty, które malowały mi wakacje. Ich skrzydła nie pozwalały na nudę. Ze względu na brak dobrych kluczy do oznaczania, całymi latami były zagadką a niektóre jak pokrzywnik, wierzbowiec i drzewoszek były czymś jednym z dziwnymi wariacjami w ubarwieniu. Gdy do tego dodamy wielkie ćmy, okazywało się, że wakacje kończyły się zanim udało się je wszystkie zobaczyć. I tak w latach 80. ubiegłego wieku obserwowałem ptaki, motyle i komunistycznych działaczy, którzy siedzą teraz w pierwszych ławkach w kościele i podobnie jak kiedyś przyroda ich zupełnie nie obchodzi. Mnie nadal tak. Bo motyle, są od nauki zachwycania – kolorem, kształtem, ulotnością, gracją, wdziękiem i powiedzmy egzotyką. A!!! Zapomniałbym,  był jeszcze Arkady Fiedler i jego „Motyle mojego życia”. Tak, egzotycznie mi jakoś te skrzydlate insekty zrobiły dziś kilka chwil.

Udostępnij:
Przejdź do treści