blog.

Madame B… jak paź królowej

Wracałem ostatnio z jakiejś dalszej trasy i zasłuchałem się w jednej z arii śpiewanych przez Marię Callas. To był Puccini. Madame Butterfly, Akt 2 – Un bel di vedremo. Jej przejmujący śpiew wpisał się jakoś mocno w upał za szybą. Historia Japonki i oficera marynarki USA dziejąca się w Nagasaki, jakby wyprzedziła, jakby była jakimś ostrzeżeniem przed tym wszystkim co wydarzyło się w sierpniu 1945r. Operę wystawiono po raz pierwszy w 1904! Zobaczymy wiele, jak zdaje się śpiewała Callas, było naprawdę prorocze, choć wtedy zupełnie skupione na miłości międzynarodowej. A że Madame Butterflay kojarzyć się chce z motylem, to patrzenie na przeganiające się wysoko nad ziemią pazie królowej wpisały się w ten cały orientalny ryt, choć o śródziemnomorskim zakorzenieniu. Motyl tańczył w powietrzu, wirował, gonił po czym wracał do swej murawy pełnej goździków kartuzków, jasieńców piaskowych, kocanek i traw. Każde spotkanie dwóch paziów kończyło się wysoko, wysoko na niebie, tak wysoko jak sopran Marii, śpiewaczki pochodzącej z Grecji.

Nie wiem czy to jest o przyrodzie dziś, ale w przyrodzie można odnaleźć i inne rzeczy, które wirują z motylami na niebie. Bardzo to subiektywne, bardzo osobiste postrzeganie przyrody. W zasadzie powinienem przeprosić lepidopterologów, za takie mało naukowe połączenie. Wiem, wiem motyle bywają terytorialne i jednym zdaniem można by napisać, że się hmm, przeganiały…i czar prysł.

 

Udostępnij:
Skip to content