Kurka, no!
26 listopada, data jak każda inna. Jedyna różnica jest taka, że pod moim ulubionym dębem ciągle rosną kurki. Małe stadka tych grzybów rozświetlały dno lasu i gramoliły się z dębowych zapisków z lata na listach opadłych z drzewa. Fenologia pojawu grzybów zdaje się też wymaga nowych badań. Wrócę jednak na dno lasu. Tam już rozkładają się tegoroczne liście i czekają na następne, które jeszcze drżą na dębowych gałązkach przez zimę. Generalnie na dnie lasu więcej już zimy niż jesieni, ale podniesienie pozornie martwej kołdry z liści zmienia optykę. Tam wszystko żyje! Rusza się, zjada się nawzajem. Rozkładnie tego i tak już nieźle rozłożonego świata trwa w najlepsze. Destruenci kontrolują wszystko co spadło z drzewa i to co zostawiły zwierzęta zjadając to co na drzewie. Jest też wiele wspomnień. Skrzydełko ważki, goleń żuka wiosennego, resztki po poczwarce, jakiś wyszukany kokonik i klejące się pod liśćmi resztki babiego lata. Te wspomnienia są rozkładane by dać czyste notatniki, a teraz to w zasadzie pendrajwy dla nowego życia, które wybuchnie tu znów na wiosnę i napisze historię 2025 roku. Taki podstawowy obieg węgla, azotu i paru jeszcze pierwiastków jest kluczem do rozumienia tego wszystkiego co nas otacza i z czym żyjemy. Takie przyglądanie się zjadaczom wspomnień przywołuje sentencję głoszoną przez mojego ulubionego sąsiada, który przy pogrzebach przypomina: „Bogaty gówno zostawi, biedny gówno zabierze”. Takie proste, a jak bardzo oddające proces tego co dzieje się pod dębem. Wszystko co spadnie zamienia się w nic, a to nic daje nowe życie. I to jest optymistyczne, mimo chmur, które kolejny raz rano zasłoniły świat, a teraz znów gdzieś sobie poszły.