
Melancholia tłumu
Najważniejszy jest pełny badziuch. Napchany tanią kukurydzą, nie martwiący się o jutro. Cóż, że nie kuchnia lokalna, że nie zdrowe to, że trochę wbrew logice. Tanio, dużo, tłum. Przepis na populizm trwa. Weźmiemy sobie Grenlandię, zmienimy nazwy, zmienimy sobie świat z ciepłych foteli. Wyślemy młodych na wojnę. Stoją te żurawie w zimowy dzień i nie zdają sobie sprawy z nowych Jałt i Poczdamów. Zamaskowanych zachłanności. Im wystarcza ciepło słońca, trochę odpadów na polu i ciepły muł na stawie. Trochę wody. Proste życie zimujących stad. Wpadających w melancholię codzienności. Nie da się tym żurawiom naopowiadać bajek o taniej bułce, bo wszystko na końcu ma jakąś cenę, za którą ktoś będzie musiał zapłacić ktoś. Życiem? Zaskakuje mnie jak łatwo tłum łyka bajki, jakbyśmy byli na widowni okrągłego teatru kuli ziemskiej zapominając, że jesteśmy w środku sceny. Nawet żurawie wiedzą, że po dniu zbierania kukurydzy muszą polecieć i napić się wody, bez wyganiania innych, którzy nad tą wodą już są lub zaraz będą. Jakaś mnie dziś ogarnia melancholia tłumu, który daje się omotać. A żurawie? Te doskonale wiedzą jak sobie radzić zimą, jak sobie radzić w trudnym czasie i jak unikać zachłanności. Jedzą łyżeczką nie szuflą. Ot ten świat strasznie się kurczy, choć żurawi więcej i więcej.