
Zza zasłony
Czasem wystarczy figowy liść, czasem bukowy podrost by zniknąć przed oczami przypadkowych przechodniów. Niby jesteś cały, choć poszatkowany a ażur gałęzi zmienia położenie oglądanego. Koronki drzew zasłaniają wszystko co istotne. Oczy widzą, uszy słyszą, nosy czują a jednak cała sytuacja zamrożona jest na skraju wądołu. Za tym jednym… jeszcze cztery. Wtopione w śnieg, liście i szpilki. Udajesz, że ich nie widzisz. One udają, że na nie patrzysz. I to jest ten czas, kiedy można napatrzeć się wzajemnie do woli. Krzaki – pozory istnienia, firany bezpieczeństwa, zasłony rzeczywistości. Wszystko to pozwala na łączenie wyobraźni i rozumu, bierności i czynności, jakby Spinoza pisał swoje traktaty dokładnie między obserwatorem a obserwowanym. Bezruch i bierność stają się sposobem na bezpieczeństwo. Wyobraźnia udaje, że nie wyobraża tam sobie niczego żywego, choć rozum przez sondy oczu wie doskonale, że po obydwu stronach patrzą na siebie dwa organizmy. Ewolucyjne zatrzymanie się na chwilę, pozwala na ochronę życia. Do tego dziura w ziemi miedzy nami powoduje, że nie ma się co śpieszyć. Zanim zejdę na dół i wejdę na jego górę, on po swojej płaskiej drodze ucieczki będzie już w zupełnie nowym miejscu. Pozostaje cieszyć się tym co mamy w danej chwili. Ruszy się on? Już po wszystkim. Ruszę się ja? Już po wszystkim. Stan zawieszenia, choć trudny, bywa niekończącą się chwilą w naszym życiu, choć trwa raptem kilka sekund, minut…. I nagle, w ułamkach sekund daniele rozpływają się w rozmazaniu buków i sosen. Znikają, mimo, że trwam w swoim bezruchu. Bezradność w sytuacji, w czasie sytuacji, po sytuacji. I znów nic przed oczami. Pustka, trochę żal, trochę wdzięczność za czas przeszły.