blog.

Potrzeszczalia

Pola trzeszczą w szwach. Małe krzaczki tarnin, wierzb i głogów są teraz opanowane przez potrzeszcze. Orkiestra tych ptaków to jakby pierwsze granie gam przed słowikami, które pojawią się u nas w kwietniu. Skoro na polach nie ma jakiejś wirtuozerskiej konkurencji, to przerośnięci nieco trznadlowi jazzmani trzeszczą. Przesypują przez sita swoich instrumentów głosowych piach, kliniec i tłuczeń. Jednak z wielką gracją, nie jakoś nachalnie i z niezwykłym wyczuciem wieczoru. Może zbyt chropowate na nokturn, może za krótkie na sonatę, ale dobre na wirtuozerskie wariacje na temat zbliżającego się rozrodu. Zawsze z końcówką podobną do przesypywania ryżu – rrississs…to co przed końcówką to już żużel w operze, ale jaki! Dziób szeroko rozdarty do zachodzącego słońca, jakby chciał połknąć polodowcowy, przydrożny głaz. Na polu jest niekwestionowanym, trochę nadętym w sobie artystą. Chrypka? Zucchero, Stalińska, a na końcu Janek Himilsbach z okrutnie szyderczym zakończeniem. Jeśli wokół pustka, potrzeszcz urasta to miana jednego z trzech naszych śpiewaków, cóż największych wagowo w swojej klasie, ale do słowika im daleko. Potrzeszcz, grubodziób, gil. PGG. Piękne ale z takim dziobem w operze trudno o angaż. Jeśli macie wolny przedwieczór idźcie w pola. Strachu nie ma jak w lesie a śpiewający potrzeszcz nastroi emocje, pozwoli dograć to wszystko czego żurawie na dalekich bagnach nie wytrąbią na fanfarach wiosny. Potrzeszcz jest jak placek ziemniaczany z cukrem. Dla jednych nie do przyjęcia, dla innych oczywista oczywistość. Różne ptaki naśladuję, ale potrzeszcz jest dla mnie nie do zrobienia, nawet z buzią pełną bałtyckich małgwi z piachem. No nie da się i już. Mnie się nie da. Z ukłonem dla Podlasia powiem tylko – Dla mnie się on podoba no!

Więc idźcie na „Potrzeszczalia”, idźcie na pola.

 

 

Udostępnij:
Przejdź do treści