Szelest brzegówek
Skarpa tętni życiem! 35 par brzegówek, dziękuje swoimi trelami za szufle, traktor i „łyche”.
Przy kopanych norkach cichy szelest wydobywający się z ich gardeł. Śpiew szept! Delikatny flażolet przy piachu. I to ciepło, które przyszło nagle po zimnych majach i czerwcach. Pieśń brzegówek jest szeptem o nadchodzącym lecie. O łące, o kałuży, o trawach, na których przysiadają ciała owadów, a z których dusze odlatują w dziobach brzegówek. Pieśń o falach cieplnych unoszących się nad polem, które poruszają drgającym powietrzem. Opowiadają o makach co ścielą się wzdłuż dróg, o bławatkach, z których płatków fermentowano niegdyś napój na miarę sangrii czy białego wina. Szelest na ścianie piachu, na krawędzi świata przestrzeni i zamkniętych lochów ciemnej nory. Świat przejścia między upałem lata a chłodem jaskini wygrzebanej delikatnymi nóżkami.
Można przy nich siedzieć godzinami, gdyby nie spadająca z nieba codzienność. Przydałoby się, by delikatnie gdzieś w uszach sączyło się Portofino Dalidy, a potem to już tylko listy Osieckiej do Przybory i Przybory do Osieckiej. To właśnie taki klimat na granicy, na krawędzi, na skarpie, na klifie życia. Pięknie grają choć siedzą na osuwisku i chyba w tym ich wygrana w loterii ewolucji – zagospodarować niemożliwe. Mam radość, że tym nóżkom, dziubkom i śpiewom trochę pomogłem, choć to tylko słowa, słowa, słowa. I akurat nie Mrożkiem tu, tylko odsyłam do „Parole, parole” Dalidy. Taki klimat jest na ciepłej nagrzanej łące. Szelest słów brzegówek na granicy dwóch światów.