blog.

Góry Złote

Gdyby tak Turnauem opisać dziś Góry Złote, to trzeba by sparafrazować „Bracką” i napisać, a może nawet zaśpiewać „Nie od złota złote, lecz od drzew”. Nie mogłem się nacieszyć intensywnym Złotem Gór Złotych. Nawet rydze były jakby bardziej intensywne. Wszystko na podkręconych kolorach, przy których butelkowa zieleń świerków stawała się intensywną czernią. Góry świecą jesienią, złotą, polską, europejską. Zapierały dziś mój dech w piersiach, nawet jak popadał na nie deszcz, który zadziałał jak werniks dla olejnego obrazu. Wilgoć wyciągnęła kolory i ożywiła nie za bardzo już żywe liście buków czy jaworów. Tu jednak bukowe złota robią z tych gór obrazy, które jakby sam Gustav Klimt malował, a może nawet wyklejał złotem, bo ze złotniczej rodziny się wywodził. Dziś w Górach Złotych można zobaczyć było jego Judytę, Złotą Adelę, Nadzieję II czy Pocałunek. Szare ciała buków tylko podkreślały płatki złotych i miedzianych liści niczym szara karta Kodaka. Trochę wiatru poruszało całym tym klimtowskim złotem i u stóp Złotego Stoku rozsypywało cały ten karotenowy ambaras przechodzącej za chwilę w szarość jesieni. Nie wiem czemu, ale pasowały i do kolorów i do wiatru smyki Béli Bartóka. Jakoś to wszystko sobie razem grało, opadało, zwiewało, zazłociło i odchodziło. Pięknie odchodziło.

Warto przypomnieć, że od jakości, dzikości i ilości drzew liściastych oraz martwego drewna w górach, zależą losy ludzi mieszkających poniżej w dolinie. Nadzieja w tych lasach, że to one powstrzymają szybki spływ wody. W nich cała tajemnica retencji,  potrzeba ochrony i mądrego gospodarowania oraz czasem przebudowy.

Droga między Złotym Stokiem a Lądkiem Zdrój to dziś złoty szlak z winklami, przy których można nauczyć się rozsądnej jazdy. Złociutkiej.

Udostępnij:
Przejdź do treści