Lnice jak lwice wrześniom towarzyszą
Wydawać by się mogło, że kwiatów na łąkach za dużo już nie będzie! W końcu jesień idzie. Dziś przemierzając jeden z naszych społecznych rezerwatów przyrody mijałem pojedyncze firletki poszarpane i łany lnic. Mają teraz swój czas. Przypominają ogrodowe lwie paszcze i mają te charakterystyczne mordki. Są okupowane przez trzmiele, bo w okolicy trudno znaleźć coś z nektarem. W dodatku wokół nic żółtego. Basy trzmieli zlewają się z kontraltami pszczół i sopranem lirycznym jakichś zbyt szybkich muchówek. W lnicowym anturażu skupia się obecne życie łąki. I pająk, i modliszka i ćmy wieczorne, każdy szuka tu czegoś dla siebie pośród wszechrozlewającej się zieleni odrastającej po deszczach trawy. Z pobliskich oczek wodnych grają żaby zielone, a kruki w przedziwnych ewolucjach i odgłosach żegnają dzień nad noclegowiskiem. Wiem, że pospolite, ale tak ważne dla każdego mijającego września, że nie sposób ich pominąć.