
Burzliwy czas
I jak tu nie wyjść w teren! Nie wiem kto za tym stał, bo ciężkie chmury zawisły nad doliną, ale wszystko wskazywało na gromowładnego Peruna, który raz po raz ciskał błyskawicami. Lubię ten stan kiedy chmury ze wschodu płyną sobie a pod prąd biegną chmury z zachodu, wtedy wiadomo gdzie uderzy i skąd rozleje się światło na dolinę. Kropi, jeszcze nie pada. Słychać potężne, przewalające się grzmienia i nagle trach! Świat poukładany, prosty i wydawać by się mogło, że nie do ruszenia dzielony jest nagle dendrytem świetlnym! Drzewem błyskawic! Cały świat, choć na chwilę staje inny niż zawsze. Trochę jak ze szczęściem, nie trwa lecz wybucha na chwilę. Kto nie dojrzy, kto nie dostrzeże to mu to niestałe szczęście ucieka. Jak z piorunami. Oczywiście jest ten moment, kiedy są one zbyt blisko i wtedy nie wiadomo czy uciekać czy…zostać. Zostałem. Lało, a ja liczyłem jeszcze do stu, do stu pięćdziesięciu i trach, niebo się zlitowało i podzieliło się światłem nieskończonym. Takie niebo lubię. A teraz się suszę…