blog.

Zanim wrócę do dzikiej przyrody

Ostatnio błądziłem trochę po warsztatach, niekoniecznie samochodowych, które pod naporem szumu lądujących samolotów, odkrywały tajemnice ludzkich  celów,  środowisk i przekonań. Wszystko to stało się  dla mnie metaforą chmur, które podążały, owszem, w jednym kierunku, ale w różnych miejscach gasiły jedną, czasem dwiema łzami, wzniecone wcześniej pożary. Domyślam się, bo tego już nie widziałem, że padał z nich również ulewny deszcz. W różnych głowach,  z różnych  chmur. Daleko od mojego bagna, bliżej ścisku stolicy. Choć głosy gęgaw przebijały się przez szpaler ludzkich słów, miejski anturaż oddalił mnie od dzikości, którą tak bardzo lubię. Reset odwrotny od oczekiwanego. Ludzie, ludzie, oczy, oczy, słowa, słowa, zapisane kartki, a ty  widzisz, jak te chmury suną i suną, gdzieś na zachód. Przypominasz sobie sporo słów, których nie używasz na co dzień. Bo czy można mówić o debacie kumaków? Czy można mówić celu rozwojowym jelenia? Czy nadwiślańskie mgły mogą przykryć eksperymenty dokonywane na ludzkich pragnieniach i wyobrażeniach świata za pięć lat? Nie wiem. Spakowałem się, przejechałem sporo kilometrów i wróciłem dziś na łąki. Od razu prościej. Wilk to wilk. Żurawie lecą, to znaczy, że lecą. Dzięcioł czarny drze się, bo może się drzeć na całe gardło. Grupka czyży nie przejmuje się tutorem krogulcem, a kumaki nie wierzą w jesień i liczą na rozród. Światy jakże różne, jakże obydwa moje, jakże proste i jakże skomplikowane. Dobrze, potowarzyszę jeszcze moim liderom, ale  dla równowagi trwam w dzikiej przyrodzie.

To już do Liderów

Natomiast jesienne stado liderów, z programu LIDERZY PAFW, pozdrawiam serdecznie i liczę, że przelot jesienny ucieszy Was postojami przy teście DISC i Planie Rozwoju. Październik obsypie Was myślami, które bez outdooru nigdy by się nie pojawiły. I poprzyglądajcie się szpakom, jak debatować, by razem jeść cudze winogrona  i dziki bez. Wszystkim wystarczy. Z dala od olimpijskich stadionów i tłumów bijących brawo. Róbcie swoje i nie oglądajcie się za siebie. Musiałem, no!

Udostępnij:
Przejdź do treści