blog.

Delicatessen

Skoszona łąka, apokalipsa po zdarzeniu. Widok jakby wcześniej ktoś złamał pieczęć i czterech jeźdźców apokalipsy miało za chwilę ruszyć przed sądem ostatecznym. Nic takiego się nie wydarzyło. Z pobliskiej kukurydzy wyszedł lis. Jeden, który szukał choć jednego sprawiedliwego na łące. Nie znalazł. Gdy jednak nornica trafiła do jego pyska, zaczęła się istna uczta połączona z ćwiartowaniem, skórowaniem, skalpowaniem i rozbieraniem na części pierwsze. Przy tym podskoki, zabawa i radość. Trochę mnie to przeraziło, a w oczach wyświetlił się francuski film z 1991 roku – „Delicatessen” Jean-Pierra Jeuneta  i Marca Caro. . Wszystko pasowało jak ulał. Gospodarz łąki przygotowywał kęsy na później i zakopywał je pod skoszoną trawą. Czy będzie potem częstował innych lokatorów łąki, tego nie wiem. Wyglądało to jednak bardzo mocno. Później wróciła łagodność. Myszkujący lis, sielanka, już nie taka czarna sielanka. Czołgałem się do niego po roztartym w trawie chlorofilu. Obrazek z Małego Księcia wrócił na dobre. Wróciły róże i jedna róża. I cała historia z oswajaniem. Jednak lisowi nie chodziło o przyjaźń. Najadł się, poleżał, odkopał jeszcze dwa kęsy i potruchtał w kukurydzę. Lisy jak widać nie czytają książek i nie oglądają filmów. Lub/być może czytają i oglądają, ale inne niż ja.

Udostępnij:
Skip to content