Wrześniowe fiołki
Wiosna nie jest zachłanna i czasem jesieni coś pozostawi. W fiołkowisku liście fiołków łapią jeszcze zapasy do marcowego wybuchu, ale niektórym okazom nie chce się czekać. Kwitną jesienią. Widać pasuje im czas, gdy noc i dzień są sobie równe. Mimo że każdego roku spotykam je jesienią, to za każdym razem budzą we mnie zdziwienie i oczywiście zachwyt. Gdy wiosną są ich tysiące, cieszę się z łanu. Gdy jest jeden, zakochuję się w nim od razu i cieszę się, że nie ma innych wokół. Jesień nie każe się rozpraszać, nie powoduje oczopląsów. Jesień pozwala na skupienie. To dobry czas, by cieszyć się z tych odważnych i pięknych, co chcą zdążyć przed zimą. Nasuwa się oczywiste skojarzenie z Różą Małego Księcia i myślę sobie już o moim wiosennym rozczarowaniu, kiedy pod krzewem głogu zakwitną ich krocie. Dziś zostaję jednak przy tym jednym, trochę chowam go pod klosz, trochę pocieszę się, zanim oczywisty przymrozek zabierze go w jakąś zimową otchłań. Potem mam pustkę. Proszę, włączcie sobie Apocalypse lub Cry zespołu Cigarettes After Sex i cieszcie się, zanim pluchy i szarugi życia przykryją świat tą drugą jesienią. Piękny taki!