blog.

Nurogęś i dziuple

Ospała jesień cięgnie się krótkimi dniami. Jakaś sikora zaśpiewa niewidoczna, strzyżyk też i gil. Tych ostatnich jakby więcej. Woda leniwie sączy się do Bałtyku a na niej bez pośpiechu tańczą nurogęsi. Przecinają zatoki, czasem przez nurt suną swymi wrzecionowatymi ciałami. Gdy głodniej, szybkie nurkowanie i głód zaspokojony. Odpoczywają. Czekają ze spokojem na wiosenne manewry miłosne. Poziom hormonów zapewne mają obniżony, więc muszą skupić się na pokarmie i zerkać w niebo czy się jakiś amator kaczek się nie zjawi. Pewnie spoglądają też na dziuplaste drzewa, w których wiosną samice złożą jaja i wysiedzą pisklaki. Ja też zaglądam na dziuplaste, stare topole. Te czarne, nadrzeczne i mam nadzieję, że nikt ich przez zimę nie spali w kryzysowym piecu. One są setki razy ważniejsze od tych zdrowych nasadzonych w rządek. W tych nadrzecznych dziuplach klują się także gągoły. W tworzącym się tu próchnie, żerują larwy kruszczyc, pachnic, wep, kwietnic i różnej maści baldurków oraz ciołków. Światy zamknięte w dziuplach, to jakby osobne ekosystemy, takie terraria pełne wilgoci i ciemności. Korzystające z nich czasowo ptaki, dorzucą trochę ektopasożytów, jakieś wszoły i trochę tych co potrafią zjeść resztki gniazda. Wartość tych światów zakończonych dziuplą jest niewyobrażanie duża i niewyobrażalnie niedoceniana. Z przerażeniem patrzę jak znikają kolejne topole czarne z doliny.  Tak mnie naszło na sentymenty dolinowe, ale nie przypadkiem. Bo to dobry czas by pomóc dziuplastym kaczkom. Jeśli możecie powieście w swojej dolinie rzeki, tak co 500 m, budki dla nurogęsi. Oczywiście tam gdzie nie ma starych dziuplastych drzew. Blisko rzeki, z dolotem od strony wody. Nie będzie to żywa dziupla, ale zawsze to jakaś namiastka.
Ciemno już, piję yerba mate, oczywiście Rosamonte i z ustami na gorącej bombili rozmyślam o antropocenie. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach jak niegdyś dinozaurom i podobnie jak one (statystycznie, pewnie krzywa Gausa tych rozumiejących co się dzieje ma garstkę po prawej stronie) w nieświadomości konsumujemy to wszystko co tak nagle może się skończyć. Od rana chodzi mi po głowie takie określenie „deficyt zrozumienia”, cokolwiek to znaczy. I jeszcze drugie – „tęsknota za rozumem”. I tyle znad stygnącej yerby dziś.  W uszach dziś wspomnienie z dzieciństwa, trochę archeologia popu, trochę tęsknota za młodością ukryta w piosenkach. Słucham właśnie nieżyjącego już, belgijskiego piosenkarza Arta Suliwana. Nie pamiętałem o nim przez czterdzieści lat. Nagle hipokamp wypuścił mi go jak psa z kojca. Zasłonięty Floydami, Achive, Sibelisusem, i setkami innych graczy, wrócił na chwilę w swoich jakże naiwnych pląsach i słodyczy całego tego francuskojęzycznego, ociekającego miłością  świata, szerokich nogawek, a u nas smutkiem komuny. Art śpiewał tak rzewnie, że przy niedzielnym rosole był małym słoneczkiem w koncercie życzeń pełnym poprawnych i dozwolonych dzieł naszych śpiewaków, którzy/niektórzy zajmują się śpiewaniem dla kolejnych władz. Bez refleksji. Tłum wysłucha. Śpiewajcie o antropocenie, o zmianach, może dotrze do tych co nie ogarniają a nie o Dupie Maryni. O!

Udostępnij:
Przejdź do treści