blog.

Zimny dąży do pełni

Powiało chłodem. Na karku delikatny podmuch mroźnego powietrza. Przed oczami Zimny dążący do pełni. Przysłaniany biegnącymi chmurami ukazywał się czasem w atmosferycznych dziurach. Uszy, choć skierowane na księżyc odczuwały wibracje gęsich skrzydeł i charakterystyczne odgłosy. Słońce panicznie próbowało rozgonić wał ciężkich chmur przed sobą i ogrzać gęsią skórkę na ramionach, ale coś ciągnęło je za horyzont. Nieuchronna zapaść gwiazdy za lasem, za górą, za rzeką. Gęsi niczym trudne decyzje odlatywały w kosmos nocy, jutro wrócą. Znów zleją się przeoraną ściernią kukurydzy i wydłubią złociste pozostałości po przemysłowej monokulturze. Zimują pod Zimnym Księżycem i jakoś nie muszą lecieć dalej na zachód czy południe. Myślę, że w najbliższych dniach zostanę jeszcze z zimownikami, pogęgam, polatam, popatrzę i pewnie jeszcze o czymś gęsim napiszę, bo moc ich jest.   Zgoła to czas na te skrzydlate burany* północy.

 

*Burany, nie o wahadłowcu myślałem, który jakoś się nie rozwinął na dobre. Nie o syberyjskim wietrze, choć to on jest gospodarzem nazwy. Myślałem o czymś w rodzaju poduszkowca, którego używano zimą nad Morzem Białym, a którego śmigło wpadło mi w ręce niegdyś w Zatoce Kandałaksza. Trochę w nim było gęsich skrzydeł…dalekie, pokrętne skojarzenia gdzieś na granicy tundry i tajgi, zostały w głowie ponad 20lat.

Udostępnij:
Przejdź do treści