
Na niżu Dolnego Śląska zima taka sobie
Padał śnieg, ale nie ma go za wiele. Zimno, ale nie aż tak by poczuć mróz na uszach. Na polach zimuje sporo ptaków. Nie wszystkie żurawie ewakuowały się na zachód. Nie jest źle. Gorzej z powietrzem do wdychania. Wyczuwam palone gumofilce, trzewiki, trochę folii, jakieś ubrania, ale fakt, że opon nikt pali. Ludzie jak widać trzymają się wytycznych. Węgla nie czuć, bo mimo dopłat wszyscy od lat generalnie palą drewnem. Zawsze szukam plusów w tym otaczającym nas świecie. Ot taka ta zima. A żurawie? Te z wielkim spokojem maszerują przez pola w poszukiwaniu kukurydzy, czasem odlecą na oziminy bo ktoś spacerował z psem i po chwili znów wracają na ściernię kukurydzy. Generalnie nie dzieje się nic takiego, co by z grudnia zrobił się lipiec. Ciekawa jest za to zmiana upierzenia u młodych żurawi. Jedne jeszcze z rudymi głowami, pamiętające ich dzieciństwo, inne już przefarbowane na święta i mają już głowy przyprószone czernią. Do dorosłości jeszcze trochę czasu, ale podglądanie dorosłych to doskonała nauka. Lekcje tańca, lekcje śpiewu i zajęcia terenowe z poszukiwań pokarmu. Do lęgów zostały dwa miesiące. W końcu lutego, w mojej dolinie są już pierwsze gniazda! Zima, a w zasadzie ciągle jeszcze jesień, mija sobie z podobną prędkością jak rok temu, 10 lat temu czy 48 lat temu. Powoli. Dolny Śląsk na szczęście, ciągle ma w sobie sporo ciepła.