blog.

Nocny taniec

Jeszcze wieczór, jeszcze cisza na wodzie. Słońce już dawno za wzgórzami. Na tafli nic się nie dzieje. I nagle, z odległych pól zaczęły spadać na wodę rozkrzyczane łabędzie krzykliwe. Krzyczały, ściemniało się, piły wodę, czerń ogarniała pobliski las, przeganiały się, szarość wlewała się do wody. Po zaspokojeniu pragnienia zaczęły się przepychanki, przeganianki, przekomarzanki… I nagle, kolejne pary, w całym tym rozkrzyczanym walcu na trzysta dziobów zaczęły zbliżać się do siebie i tańczyć, tokować. Trochę jak na pierwszej randce, mocno ale bez kolejnych kroków. Tok tok, tak tak! Z chłodnego podwieczorku stała się szybko gorąca noc, rozśpiewana, roztańczona, rozkołysana. Ta noc kradła mi teatr, teatr na wodzie… Czerń zalewała biel! Biel rozdmuchiwała sobą czerń. Poruszony świat, poruszone emocje, poruszeni w tańcu. I tylko ich żółte dzioby, jak płomyki na świecach dodawały czarnej nocy blasku. Dobranoc.

Udostępnij:
Skip to content