blog.

Takie czarne oczy

W bieli czerń nabiera szlachetności. Oczy tych saren jak czarne turmaliny szkliły się w oprawie padającego śniegu. Ciągle czujne, patrzące w dal i mierzące odległość. W zadymce śnieżnej można łatwo je podejść, ale nie zaskoczyć. Są stale gotowe do czmychnięcia w zarośla. Zresztą ucieczka to ich najlepsza ochrona przed drapieżnikami. Na szczęście nie uciekały, patrzyły a ja ich nie chciałem bliżej podchodzić i płoszyć. Bezpieczna odległość, ustalona właśnie przez te sarny była w sam raz. Jedna spokojnie mieliła zieloną oziminę, pozostałe wróciły do skubania nowalijek. Spokojnie przedzierały się przez kolejne płatki i krupy śniegu. Uruchomiały racice do odgarniania śniegu i napychały swoje żołądki mało treściwym pokarmem. Ich grube futra chronią je doskonale przed zimnem i jakoś ta zima minie. Z drugiej strony zaczęły się właśnie rozwijać zarodki u samic. Zapłodnione podczas letniej rui, zarodki czekały w tak zwanej ciąży utajonej na ten czas. Taka przerwa pozwala na porody w momencie, kiedy nie brakuje pokarmu. Zatem w ich ciałach zaczyna teraz tętnić na dobre małe życie. Z wierzchu nic nie widać…

Udostępnij:
Skip to content