blog.

Regat nie było, był sztorm

Pogoda nie rozpieszcza, na łąkowym rozlewisku sztorm. Nocowały tu łabędzie krzykliwe, ale o świcie odleciały w poszukiwaniu pokarmu. Po spokojnym nokturnie nocy, na kałuży rozpętała się istna kakofonia i dźwięków, i fal. Wszystkie małe statki zepchane zostały do wąskiej zatoki na południu. Zaśnieżone bielą, czekały na lepszy wiatr. Było ich tak dużo, że przykrywały całe lustro zatoczki. Złośliwe bobry dolewały ze swojej tamy hektolitry wody, tworząc potężne prądy, niczym te między Wyspą Stanów a Ameryką Południową, gdzie najdzielniejsze statki czują się zakłopotane i czasem bezradne. Na tafli kałużowego oceanu – pustki. Kilka większych statków stoi na redzie pośród situ. Dziś do portu nie dopłyną. W porcie nawiało skoszonej trawy i gałązek. Przed wieczorem wylądowały tu dziesiątki ogromnych tankowców z żółtymi dziobami, dla których w kałuży znalazł się azyl spokoju i bezpieczeństwa. Postroszą szyje, otrzepią skrzydła i zostawią na wodzie setki małych szalup, które jutro zmagać się będą z kolejnym, zimowym sztormem. Jakżeż te pióra tańczyły dziś na wodzie, w rytm padającego śniegu, który bezpamiętnie znikał w głębinie łąkowego morza. I ten delikatny wiatr wiał mi dziś jakoś przyjaźnie, jakoś wzywająco i jakoś tak blisko. Dobrze było postać nad oceanem łąki. Już za chwilę całe wybrzeże zajmą czajki i brodźce, trochę kaczek i żurawie, które niczym portowe żurawie rozpychać będą dziobami kidzinę  z łabędzich piór. Historię odchodzącej zimy.

Udostępnij:
Skip to content