blog.

Nocne pląsanie

W zasadzie to co jest na fotografii to wytwór tego co zobaczył aparat. Było już ciemno, jakaś siedemnasta z groszami w nocy. Wcześniej mijałem się z tym stadem kilka razy.

Najpierw jeszcze późnym wieczorem o szesnastej, wychodziły z lasu, a w zasadzie zaniepokojone wybiegły i patrzyliśmy na siebie zdziwieni nawzajem. Poszły na pola. Nie odważyły się przejść przez drogę asfaltową, choć stały na jej brzegu i kilkanaście minut zastanawiały się czy zejść ze skarpy…

Po chwili jednak odwróciły się i na rozległych oziminach, już w szarych szarościach nadchodzącej nocy zaczął się balet. Walc nr 2, ta bardziej liryczna część, a może nawet bardziej Andante z koncertu fortepianowego nr 2, Op. 102. Szostakowicz napisał jakby specjalnie dla nich. Szły, troszkę podbiegały, umiarkowane tempo. Te młodsze zaczepiały się porożem. Jakieś młodziaki stawały na tylnych nogach. W spokoju, bez pośpiechu. Wolne pląsy. Czas bez hormonów nigdzie nikogo nie gna. Wystarczy jeść, mielić pyskiem i znaleźć spokojne miejsce do odpoczynku. Jakiś młodnik, trochę wyschniętych trzcinników, z dala od ludzkiego oka i ta zima jakoś minie. Balet w nocnej poświacie trwał w najlepsze. Spędziłem z nimi sporo czasu, aż aparat przestał pokazywać mi ich kontury. Dość wielki był ten teatr i sztuka taka w kilku aktach. I zastała mnie noc, i ciemno zrobiło się wokół, i księżyc wyskoczył przez rozrzedzone chmury. I tylko z lasu coś zawyło, zaskomlało.

 

 

Udostępnij:
Skip to content