
Przed wieczorem
Żuł cały dzień, przeżuwał. Leżał gdzieś w sośninach. Z lasu wyszedł gdy mu ktoś zaczął gasić światło między drzewami. Niby flegmatycznie, trochę bez składu i ładu ale z dużą klasą i siłą. Napił się wody, przegryzł trochę zielnej trawy przy rowie i pospacerował dalej. Bez pośpiechu, bez strachu. Z przyjemnością patrzyłem jak ten ogromny zwierz królował sobie na łąkach. Zawsze mam wrażenie, że mają one autonomiczne nogi i każda myśli po swojemu. Poszedł non, poszły nogi. Poszły w noc! Poszedł łośtrożnie…