Zoologia humanizmu Hasiora
Zastanawiam się ile jest człowieka, ile zwierzęcia w tych wszystkich asamblażach, które Władysław Hasior tworzył przez lata. Dane mi było poznać ich część, kiedy miałem 7 lat. Kiedy pani w szkole (Łucja Oparowska) pokazywała chleb obwiązany drutem kolczastym, którego zdaje się już nie ma, pokazywała wózek wypełniony piachem czy żwirem z krzyżami i ze świecami (Czarny Krajobraz 1973), który zrobił na mnie wielkie wrażenie. Nie wiem czy traumatyczne, ale z pewnością mocne i bardzo do środka. Nie miałem pojęcia, czy to co robi Hasior jest jeszcze świętokradztwem, czy jest już niezwykłą sztuką wybiegającą poza zwykłe myślenie, czy może wyprzedzeniem epoki tej czy innej. Tej przyszłej może. Wtedy jako dziecko myślałem raczej, że to taki odważny człowiek, zapewne dobry klient sklepu typu zaopatrzenie rolnictwa. Nie miałem pojęcia co to asamblaż, ale bardzo mnie to zaczęło interesować. Jego twórczość wpisuje się w nurt Antropocenu, a wręcz wyprzedza jego odkrycie i postrzeganie. Potem, gdy tworzyłem swoje „Ptaki z duszą”, ale wcześniej znałem Hasiora z książek i nie chciałem się bezpośrednio inspirować tym co robił, chciałem tworzyć swoje ptaki, zgodnie z tym co budowało mi się w głowie. Takie bardziej sauté … z własną, może trochę z moją duszą, acz nie mogłem się otrząsnąć nigdy z tego co ten rzeźbiarz we mnie zostawił. Ocierałem się o Hasiora, w książkach, podczas łapania niedźwiedzi było czasem obok, ale nigdy tuż za drzwiami jego galerii. I nagle ostatni wyjazd do Zakopanego, taki zwykły, wspomnieniowy z czasów znakowania miśków. Spotkanie po latach.
Iiiiiiiiiiiiiiiii….Nagle dostajesz klucz do miejsca, w którym Hasior był, przebywał, spał, nie wiem czy sam czy z kimś, ale tam był. Nagle możesz w tym jego miejscu być, iść po różowych schodach,
czuć zapach świerkowych desek i dotknąć jego kącika, z którego w jakiś sposób mógł podglądać ludzi, publiczność, którzy obcują z jego wytworami ludzkiej, ale jakże zoologicznej wyobraźni. I ten moment, ta chwila, kiedy nagle jego dzieła są na dotknięcie ręki, na ostrość wzroku. W końcu zmierzyć ich wielkość, poczuć trochę przytłoczenie. Spojrzeć w ciągle ciężarne skrzynie, z których nic już się nie urodzi, a które wypełnione są wszelkiej maści narządami, czekającymi na tchnie Hasiora, które on już bezpowrotnie utracił. Szatańska myśl, by dali trochę czasu i pozwolili ułożyć z tego co w skrzyniach jakiegoś ducha, postać, coś co mogłoby korespondować z ogromną wyobraźnią Hasiora. To coś niezwykłego, coś co mnie bardzo poruszyło i stąd ten wpis. Trochę takiego rozliczenia się z tym co dla mnie zoologiczne i z tym co dla mnie ludzkie. Myślę sobie o tożsamości tego co ludzkie i co zoologiczne i mam wręcz przekonanie, że to jest tożsame. Tak jak Bruno Schulz nadawał ludzkiego tchnienia krajobrazom Drohobycza, tak Hasior humanizował zwierzęce postaci rodzące się w jego głowie. Myślę sobie o tym, jak przez wieki mówiono nam o odrębności człowieka, o jakiejś wyższości, o tym że jesteśmy bardziej. Owszem jesteśmy inni, bo tworzymy i zostawiamy za sobą kulturę i nie jesteśmy inni, że używamy narzędzi, co miało nas wyróżniać, a dziś wiemy, że naczelne, niektóre ptaki i inne organizmy potrafią używać narzędzi. Hasior właśnie, daje tę wielką możliwość, tę syntezę zwierzęcości w człowieku, te wszystkie jego zakręcone w niebywały sposób myśli zatrzymane w asamblażach, te przenikające się końcówki odkurzaczy, betonowe rzeźby wyrwane z bezpiecznie skrywającej je gleby, tkaniny, kosmate i owłosione twarze, to wszystko jest ludzką zwierzęcością. Jest czymś co nadal mnie porusza i daje odpowiedź na to moje dziecięce pytanie – Gdzie jest granica między człowiekiem a zwierzęciem? To przeczucie, ta myśl, że ta różnica jest tak mała , tak niewielka, mam wrażenie, że jakoś to wszystko teraz do mnie wróciło i poruszyło bardzo mocno. Dzielę się emocjami, które towarzyszyły mi w chwili, w tamtej chwili za drzwiami galerii. Do tego wielki katalog z jego pracami, wykwintnymi wyobrażeniami zwierzęcych ludzi czy ludzkich zwierząt, hmm nawet nie ludzi, ale takich dziecięcych „człowieków”. Takich zupełnie odartych z powinności, z tego co ludzie powiedzą i niezwykłych samych w sobie.
Wszedłem po tym do swojej kuźni, zacząłem brać do rąk dusze żelazek oczekujących na swoją kolej, fragmenty klocków drewna, jakieś deski, duże, inne i czuję, że chcę wrócić do moich własnych asamblażych, których już się trochę uzbierało. Chcę morsować w tym wszystkim co zostało mi nadal w głowie i tej nieuczesanej ciągle wyobraźni.
Dziękuję Muzeum Tatrzańskiemu, Galerii Władysława Hasiora na czele z panią Julitą Dembowską i Marcinowi Warchałowskiemu, który to wszystko, może trochę w niechcący sposób sprokurował, spowodował. Dziękuję za nieoficjalną chwilę, ta bywa najważniejsza w obcowaniu z Osobą tak wyraźną jak Hasior.
A tu linki ocierające się o Ptaki z Duszą
http://dbajobociany.pl/?p=10646
http://dbajobociany.pl/?p=10585
http://dbajobociany.pl/?p=4731