Lisie sanatorium
Jesteśmy po pandemii i wszyscy w różnym stopniu doświadczyliśmy izolacji, leczenia , hospitalizacji czy śmierci kogoś kogo znamy. Mogliśmy zobaczyć na własne oczy jak zachowują się choroby gdy zagęszczenie w populacji jest bardzo duże. Taki wirus czy inny żarłoczny drobnoustrój kocha duże zagęszczenie. Łatwiej mu będzie zdobyć ofiary w Mysłowicach, niż na Pustyni Błędowskiej. Lisy mają podobnie. Jak ich zagęszczanie rośnie, to łatwiej o różnego rodzaju pasożyty i wynikające z tego choroby. Mój bohater, prawdopodobnie porażony świerzbowcem drążącym (roztocz) szukał dla siebie ulgi. Wylegiwał się w pełnym słońcu, na polu przed siewem kukurydzy. Ciepła odkryta gleba, piaszczysta pozwalała mu na coś w rodzaju drapania się piaskiem. Te roztocze toczą kanaliki w skórze i są bardzo uciążliwe dla gospodarza. Lis tarzał się w piasku, zalegiwał z rozłożonymi kończynami ku słońcu i liczył, że świerzbowce znikną. To jednak nie takie proste, a sama choroba jest czynnikiem ograniczającym liczebność zwłaszcza młodych osobników w populacji. Jak jest nas dużo, to się często spotykamy, dotykamy i pozwalamy na przenoszenie różnych chorób. Ten, widać był towarzyski, a teraz ma towarzystwo jeszcze lepsze, zwłaszcza na ogonie. Oczywiście może być chory na coś innego, ale swędzenie i próby pozbycia się problemu raczej wskazują na świerzb. Widzę go kolejny raz w okolicy i ciągle jeszcze w niezłej kondycji, choć wizyta u fryzjera niewiele już mu pomoże. Potrzebny zakaźnik z benzoesanem benzylu i z krotamitonem, ale nie wiem czy lis jest ubezpieczony. Pozostaje werandowanie i ciepła plaża na polu. Zobaczymy czy go jeszcze spotkam.