blog.

Ta jedna w tłumie

Patrzysz na świat zunifikowany, każda taka sama, każdy liść prawie identyczny, zieleń bez odcieni, biel woskowa. Jak wybrać tę jedyną, kiedy wszystkie wokół wirują niczym smyczki w Camille Saint-Saëns’a  „La danse macabre”. Może nawet szybciej jak w „Orawie” Wojciecha Kilara. I kiedy już myślisz, że to ta, że ta jest najpiękniejsza wśród podobnych, to widzisz jednak, że bardziej zaczynają tu pasować Pieśni Żałosne Henryka Mikołaja Góreckiego i w sumie można by w tym klimacie pozostać na dłużej, bo muzyka nie pozostawia bez poruszenia, ale światło ucieka. Kiedy wydaje ci się, że wszystko gra, okazuje się że w niedzielę byli tu już jacyś kochający przyrodę i zerwali ogromne ilości tych jakże pięknych i identycznych oznak majowego zakochania. Wytarzane miejsca trzeba minąć i dylemat wyboru zaczyna się od nowa. Zaczyna się wyliczanka z dzieciństwa przy dekapitacji jastrunów –  tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie urwę…, a potem to już tylko kocha, nie kocha… i jak to już we wróżbach bywa, będzie albo tak, albo tak. W końcu widzisz, że tam z boku jest taka „osobna”, wycofana trochę, ale bardzo ładna i poukładana. Kierujesz tam wzrok. Właśnie tam gdzie raczej patrzeć nie zakładałaś. Rozum mówi ci identyczna (!) jak wszystkie, ma może trochę więcej, no może jednak trochę mniej, może trochę taka, a może jednak owaka. I przychodzi ten moment, że innych już nie widzisz, choć kwiat u nich pełniejszy a i łodyga sprężysta. Wtedy nie pozostaje nic innego jak tylko zrobić jej fotografię i wyrecytować wiersz, którego nie znasz na pamięć, ale który bardzo by tu pasował, najlepiej jakiś sonet. Może coś z apokryficznych Sonetów Portugalskich, które z tym krajem akurat za dużo wspólnego nie mają:

 

Elizabeth Barrett Browning

 

Jak cię kocham?

Jak cię kocham? Poczekaj – wszystko ci wyłożę.

Kocham do dna, po brzegi, do samego szczytu

przestrzeni, w której dusza szuka krańców bytu

i łaski idealnej, ginąc w tym przestworze.

Kocham cię tak przyziemnie, jak tylko zejść może

głód; przy świeczce i w słońcu, gdy sięga zenitu;

tak śmiało i tak czysto, jak ktoś, kto, zaszczytu

nie pragnąc, broni zasad wspartych na honorze.

Kocham cię całym żarem, który niosłam w piersi

przez mrok smutków; dziecinną wiarą wbrew niedoli;

miłością, jaką we mnie niegdyś tylko święci

budzili – kocham wszystkim, co cieszy i boli,

tchem, łzą, uśmiechem, życiem! – A gdy Bóg pozwoli,

będę cię nawet mocniej kochała po śmierci.

Przełożył Stanisław Barańczak

 

Tyle, że ona milczała, choć kwitła pełnią kwitnienia. Słowa konwalii? Jej słowa? Nie jednak! Słów tych w dzwonki jej kwiatów włożyć się nie da, a tylko muchołówka żałobna nad konwalii polaną śpiewać zaczęła żałośnie pieśń trochę opętaną.

Chwila w lesie i można zobaczyć więcej piękna w konwaliowym chruśniaku niż w tłumie ludzi na targowisku, kupujących „flance” pomidorów. Choć i tu ciekawie, i rozmów tyle, gdyż wiosna opętała zielenią całe towarzystwo. Zostaje tylko posłuchać Nosowskiej „Zielono mi” z albumu „NO”.

Udostępnij:
Skip to content