blog.

Noc pełna pełni

Zanim Księżyc pojawił się na południowym wschodzie, za plecami dobrze już świeciła Mrocznica. Nieco na południe, przebijał się ledwo Mars. Czerwona zorza północnego zachodu ścieliła nocy dość chłodną pościel, a spłoszony strzałem kozioł rozszczekał się na cały las. Czekałem z pewnym zniecierpliwieniem czy zanikające już chmury Cumulus fractus nie zasłonią mi widowiska. Jakieś smużki nad lasem zaczęły się jeszcze budować i wtedy właśnie on, rozdygotany w nieco drgającym powietrzu zaczął wylewać swoje brzuszysko nad tlący się już w ciemnościach las. To właśnie nasz Księżyc powstał z żebra Ziemi, w którą uderzył obiekt wielkości Marsa i jak obecnie mówią naukowcy, formowanie Księżyca mogło trwać ledwie kilka godzin! Potem zbombardowany kosmicznymi odłamkami okrył się kraterami, które niczym znaki na glinianych tabliczkach sumeryjsko akadyjskich, kryją w sobie jego historię. W oddali zdaje się zawył wilk, ale okoliczne psy jakby się nagle zmówiły, zaszczekały sytuację tak bardzo, że nie słyszałem nic poza ich ujadaniem. On, ten wielki twór zmieniał swoje położenie, choć w zasadzie to ja z Wami na naszej Ziemi zmienialiśmy położenie, a on wspinał się na horyzont wielkimi krokami. Z pomarańczy zamieniał się trochę w piękną, wielkopolską pyrę. Nie wiem czemu wróciła do mnie książka Mechaniczna Pomarańcza Burgessa, ale równie szybko ta historia odeszła, bo nocne bandy nie były mi po drodze. Pełnia wypełniła noc, nieśpiący w pełni nie spali, śpiący nie wiedzieli, że pełnia, a On przemierzał nocne niebo i spoglądał na odległą mgławicę M31 w Andromedzie, patrzył na siostrzany świat naszej Drogi Mlecznej, a ja wracałem z uśmiechem gruntowymi drogami do Doliny Łachy.

 

Mrocznica – tak kiedyś dawno mówiono na Wenus, a że tych Wenus z rękoma i bez rąk sporo, to dziś wolałem użyć takiej pięknej nazwy. Jest jeszcze kapturnica mrocznica, ale tę zostawię znawcom sówkowtych, znawcom ciem.

Udostępnij:
Przejdź do treści