Żarłoczność
Zatrzymałem się na chwilę nad jednym z bajorek w społecznym rezerwacie. Poszukiwałem żarłocznego pływacza, który szykował się do kwitnienia. Był! Pierwsze kubeczki śmierci już rozstawił i czekał, aż wpłyną do nich nieszczęsne rozwielitki, które zostaną zainwestowane w piękne żółte kwiaty pływacza. Sam pływacz rozwijał się w ciepłej wodzie nadzwyczajnie.
Moją uwagę jednak przykuły zaskrońce, które pływały niczym złote węgorze w książkach Oty Pavla.
Trochę pięknie, trochę strasznie jak w jego opowiadaniach. Zaskrońce, a było ich około dziesięciu nurkowały, czatowały i… tańczyły na wodzie swojego pływanego. Spektakl rodem z piekła, bo czasem mała wzdręga kończyła w paszczy tego mitycznego zwierzęcia. Był to swoisty taniec śmierci. Nie zaglądałem dawno zaskrońcowej ewolucji w oczy, ale dziś mnie olśniło, choć oczywiście to tylko taki powiew rozkosznej twórczości, że plamy zaskrońca za skroniami to przystosowanie do… kwiatów jaskrów na przykład wodnych (tych z foty jeszcze nie oznaczałem).
Taki czatujący zaskroniec w kwiatach jest trudny do odróżnienia i świetnie się kamufluje. Wiem, wiem teoryjkę wyssałem z … własnej nogi, bo zaczął się pewien dramat…
W pewnym momencie poczułem jedno, drugie, ente ukąszenie, coś jakby wielki komar wielkości myszy rąbnął mnie w nogę. Chodzenie w sandałach po mule to brudna przyjemność, ale takie dokuczliwe pieczenie to już przesada. Zaskrońce były daleko, a ja z każdą chwilą widziałem jak z całego bajorka ciągną do mnie taśmowate stwory. Gdy wyciągnąłem nogę nad wodę, zobaczyłem kadr z filmu „Piraci z Karaibów”.
Wijące się z moich nóg pijawki nie wymagały Adobe After Effects. Tu wszystko ruszało się i wiło bez animacji. Odrywałem to całe towarzystwo i przywracałem im wolność, bo co miałem z nimi zrobić. Najadły się to niech już się rozmnażają na chwałę bajorka. Z fotografowania nici. Zaskrońce w jaskrach zniknęły na dobre, a ja po dużym zastrzyku hirudyny, która hamowała mi moją własną trombinę, wracałem z zakrwawionymi nogami na brzeg.
Pomyślałem sobie, jakże na tej Ziemi wszyscy wszystkim piją krew. Dostrzegłem wtedy nimfę kleszcza sunącą po moim ramieniu. Jeszcze on, niczym 9% ZUS mało zdrowotny jak widać, chciał mi zabrać trochę z mojej pracy. Dłużej tego nie mogłem wytrzymać i kleszcz wrócił w trawę, zanim zdążył wykonać krwistą egzekucję.
Dobrych wyjść w teren życzę.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko za Wojciechem Mannem oddać krwiopijcom ich piosenkę
https://www.youtube.com/watch?v=wHG0fzxwg3E&list=PLdK9yiQS4_HRtRStv-PhbPirRReamRHiW