blog.

Głębokość peryskopowa

Sztormowa pogoda kręciła bałwany na morskiej wodzie. Ta wiślana, dość jeszcze gładko wchodziła w zatokę, ale już bliżej ujścia woda marszczyła się na wietrze chowając raz po raz unoszące się na powierzchni lodówki. Przebywanie na brzegu przypominało mi w głowie wzór na temperaturę odczuwalną.

Moje odczucia były wyraźne i dość dotkliwe. Choć nie wiało jakoś bardzo. W pewnej chwili, ktoś moją wycieczkę zaczął podglądać. Dzień wcześniej byliśmy razem w montowni u-botów na kolacji i myśli o wrzecionowatych ciałach łodzi podwodnych kotłowały się jeszcze w myślach, a tu nagle żywe u-boty zaczęły pojawiać się przed oczami. Myślę sobie, że Juliusz Verne zbudował książkę „Dwadzieścia tysięcy mil podwodnej żeglugi” patrząc właśnie na foki. To ich pojawianie się i znikanie, te długie okresy ukrycia pod wodą i obserwowanie świata z poziomu głębokości peryskopowej mogły pomóc pisarzowi w wybuchu jego wyobraźni. Świat podwodny naszej Ziemi ciągle pozostaje tajemnicą. Większą od poznania choćby powierzchni Księżyca. Foki wiedzą od nas więcej o tym, co kryją wody ujścia rzek, zatok czy otwartego morza. Każdego dna doświadczają więcej niż wszyscy nurkowie razem wzięci przez rok na Bałtyku. Być może to śmiałe stwierdzenie, ale jeśli taka foka szara zwana ostatnio szarytką bałtycką całymi dniami buja się w wodzie, to nikt jej nie dogoni w poznawaniu tego, co skrywa przed nami zasłona z solanki. Samo obserwowanie fok to zawsze jakiś egzotyczny moment w naszym życiu. Osoby, które widzą po raz pierwszy dzikie foki w środowisku naturalnym naszego kraju, mają na twarzy wypisane zdziwienie, z takim uroczym uśmiechem przeradzającym się w dziką radość z obserwacji! Foka panie! Foka! O jak blisko! To one naprawdę tu są! Tak, problem w tym, że obserwuję je u nas od ponad 30 lat i ciągle mam takie stany gdy je widzę. Bo foki to symbol dzikiego Bałtyku i stąd taka radość. Są!

Pamięci prof. Krzysztofa Skóry, którego z radością wspominam, a który z Przemkiem Czajkowskim (patron naszego Centrum Przyrodniczego w Trzcinicy Wołowskiej) potrafili tak opowiadać o pomyśle zbudowania Fokarium w Helu, że jeden z nasiadów z czerwonym winem został mi w głowie do dziś. Gdańsk i okolice to jakaś wylęgarnia wizjonerów. O następnym pewnie napiszę, tylko muszę pomyśleć o ilustracji do tak wyśrubowanej idei.

Udostępnij:
Skip to content