
Rozczochrane drzewo
Czego w tym drzewie nie można się dopatrzeć? Każdy zobaczy w nim zapewne coś innego, każdy zobaczy postać, rzeźbę, sylwetkę, nic. Nie można mu zabrać unikalnej urody pośród pustynnych agrocenoz. To taki ostatni świadek tego wszystkiego co działo się wokół. Widziało ludzi siejących zboża czerstwą ręką na tle złotej jesieni, widziało sierpy w sierpniu, zobaczyło kosy do powróseł tnące okrajki, konie a za nimi postać, snopowiązałki w socrealistycznym uniesieniu, potem jakaś Vistula, Bizon i nagle wielkie, ogromne traktory i kombajny, zobaczyło nowoczesność. Jeszcze stoi, jeszcze nikomu nie przeszkadza. Wznosi swe rozczochrane ramiona i pnie się ku niebu, gdzie zdaje się mu liczyć na szczęśliwe pozostanie w miejscu. Pozostać w miejscu dla człowieka, zwierzęcia to oznaka stagnacji, oznaka choroby a nawet śmierci. U drzewa tkwienie uparcie w jednym miejscu, to umiłowanie życia, to najlepsze co może takie drzewo spotkać. Nieprzesadzone stare drzewo. Patrzące z małej górki na wielki świat. Patrzące na stado potrzeszczy trzeszczących na jego delikatnych gałązkach. Widzące kruka co zatrzymał się na nim, by widzieć to czego my wszyscy zobaczyć nie możemy. Spoglądające na rozśpiewanego skowronka, który wbrew prawu wisi na niebie wydając więcej na koncert niż na codzienne utrzymanie. Przygarnie czasem srokosza, który chętnie zje skowronka. Przysypie liśćmi norkę nornika polnego. Jego pień, ciało tuż przy ziemi zbierać będzie kamienie przeszkadzające w uprawie. Da cień zającowi, który przycupnie na chwilę. Innych nakarmi. Drzewo, rozczochrane styczniem, czesane kolejnym wiatrem znad Atlantyku, będzie stało tak długo jak długo będzie niewidoczne dla tłumu. Tak długo jak będzie niepozorne dla otocznia. Piękne, ale nierzucające się w oczy. Oby jeszcze było, żyło, tkwiło. To drzewo.