Pięty drzewa
Patrząc na drzewo widzimy, że jedna część rośnie do góry a druga w dół. Gałęzie z liśćmi pną się do nieba po energię słoneczną, a korzenie idą pod ziemię w poszukiwaniu wody i soli mineralnych. Oczywista oczywistość. A jednak! Tam gdzie warunki pod ziemią są trudne do pozyskiwania tlenu, bo drzewo również oddycha, tam trzeba znaleźć sposób na dotarcie do tegoż gazu. Nie pozostaje nic innego od złamania zasad geotropizmu dodatniego i swoim korzeniom wskazać drogę ku niebu, ku respiracji. Takie korzenie powietrzne nazywamy pneumatoforami. Te z fotografii są fajkami nurkowymi cypryśnika błotnego, który bywa u nas czasem w parkach, ale generalnie mieszka sobie na bagnach Ameryki Północnej, dokładnie w jej południowo wschodniej części. Najbardziej znane lasy z tym drzewem są na Florydzie i czasem mówimy o nich lasy taxodiowe, od łacińskiej nazwy cypryśnika błotnego – Taxodium distichum. Oglądając te korzenne wyrośla ku niebu, mam wrażenie, że to takie pięty drzewa. Czasem przypominają je tak bardzo, że ma się pewność, że ktoś tam jest zakopany i porośnięty mchem. Oczywiście to już moja wyobraźnia tak sobie odjechała w anatomiczne skojarzenia. Słowo pneumatofor pojawia się jeszcze w zoologii i jest to urządzenie u parzydełkowców, które umożliwia wymianę gazową w wodzie i możliwość regulacji głębokości zanurzenia. Natomiast Pneumatofora występuje w malarstwie religijnym a dokładnie w ikonach. Pneumatofora to Matka Boska niosąca Ducha Świętego. Patrząc na to czysto znaczeniowo, mamy tu pewną analogię – coś ulotnego, co idącego ku niebu, coś co zmienia swoją głębokość/wysokość. Zatem każdemu takie pneumatofory jakie mu są akurat potrzebne. Wracając do korzeni powietrznych, to spektakularna ich ilość będzie do zobaczenia podczas wyjazdów wakacyjnych w bardzo ciepłe kraje nad morzami. Myślę oczywiście o lasach namorzynowych, mangrowych, pływowych – jak kto woli. Te zarośla, zanurzone w słonej wodzie muszą sobie jakoś radzić z oddychaniem i wytwarzają lasy korzeni unoszących się ku niebu. Coś w rodzaju szczotek. Tak mnie jakoś naszło, gdy o mały włos nie wywinąłbym orła pod cypryśnikiem. Zielonym do góry?