blog.

Jak bombka

Nie widzimy ich za często latem, bo to ptaki wcale nie takie pospolite. Nie śpiewają jakoś najpiękniej i wymagają odpowiednich siedlisk. No może częściej są w górach i na północy. Generalnie jednak zimą widzimy ich sporo. Wychodzą ze świerkowych ciemnic, przylatują z północy i kręcą się jak małe, kolorowe bączki w szarościach niebędących zimą zim. Czegoś szukają, za czymś podążają. Czasem okupują jesiony z pomponami nasion, czasem przeczesują liście pod wszelkimi klonami. Gile, to właśnie one są najpiękniejszymi bombkami na naszych drzewach. Zarówno te czerwieniejące samce i jak niedojrzałe jeszcze jabłka samice. Z rumieńcem i bez. Ich dzwonkowe odgłosy napełniają pustkę leśnych ekotonów, zadrzewienia a czasem stare sady. Mimo koloru i sporej wielkości, częściej je słychać niż widać. Czasem potrzeba chwili by się objawiły oczom i pozostawiły obraz egzotyczny i dość zastanawiający. Bo jak taki samiec ma się uchować przed drapieżnikami, skoro widać go z daleka jak jakiś chiński lampionik. Jeszcze nigdy patrząc na gile nie zdarzyło mi się nie wypowiedzieć pierwszych wersów wiersza Wandy Chotomskiej – „Przyleciały gile, nawet nie wiem ile…”. Niektóre wiersze przywiązują się do mózgu i ćwiczą nami jak psami Pawłowa. Zawsze.

Udostępnij:
Przejdź do treści