
Z błota
Już idą. Odwracają czarne liście olch, które leżą tu od zeszłej jesieni. Wychodzą z czarnej brei murszów rozpuszczonych w tym, co leci z nieba w ostatnich miesiącach. Prostują swoje zielone tasiemki liści, rozchylają je na boki by dać miejsce kwiatom. Te z kolei, jak odlane z wosku, niczym figury od Madame Tussaud, ukazują swe twarze w nieskazitelnych jeszcze barwach. Strzelają w górę, po ciepło słońca. Ich biel odcina się od brudu macierzy, z której się wywodzą. Dwa światy, dwie substancje, dwie przestrzenie. To co w czarnym błocie, dało życie temu co kołysze się w bieli powietrza. Jedno karmi się drugim, drugie karmi pierwsze. Turgor w nich na granicy wybuchu. Wszystko nowe, wszystko napięte. Ta z fotografii, jest pierwsza w tym sezonie, w swoim bagiennym lesie. Rozpoczęła wyścig o cudzy pyłek, dając już swój pierwszym owadom, które jeszcze nie bardzo mogą go gdzieś zanieść. Od ponad czterdziestu lat patrzę na nie, karmię swój zachwyt i czekam z utęsknieniem na ich pojaw. Śnieżyce wiosenne już biegną po kolejny sezon.