
Pachnidło?
Pierwsze sceny z „Pachnidła” Patricka Süskinda pojawiły mi się w oczach, gdy tylko w zszarzałych liściach paklonu dostrzegłem wyglądającą do mnie miodunkę ćmę. Jak noworodek na dawnym targu, urodziła się w gnijących resztkach uciekającego już świata. Te wiosenne narodziny nowego są poruszającym dowodem procesów życia na ziemi. Przewidywalne, oczekiwane a jednak zaskakujące. Takie lutowe spoglądanie na świat, z przestrzeni opanowanej przez grzyby i innych destruentów. Tu wydawać by się mogło, że już tej zimy, której i tak nie ma, nic się nie urodzi. A jednak! Wystarczy trochę ciepła i wilgoci, a rośliny nie będą czekać na jakieś zmiany daty w kalendarzu. Wydłużający się dzień i morskie niże wystarczają by pójść na botaniczny bal jeszcze w lutym. Miodunka ćma nigdy nie czeka. Próbuje swych sił i wystawia na świat to co ma do zaoferowania – duszę ukrytą w DNA.